Osiem lat po zakończeniu II wojny światowej w Warszawie wciąż widać było ślady zniszczeń wojennych. Hasło: „Cały naród buduje swoją stolicę” wciąż aktualne. Władze podejmują decyzję, że Warszawa zorganizuje Mistrzostwa Europy w boksie. Jest maj 1953 roku. Mistrzostwa stają się wielkim wydarzeniem. Atmosferę podnosi sytuacja polityczna. W marcu umiera Stalin, ale dominacja Związku Radzieckiego nie maleje i decyduje o nastrojach. Narasta niezadowolenie i sprzeciw wobec wschodniego sąsiada. I oto sport staje się polem, na którym Polacy mogą pokazać swoją niezależność.
Leszek Drogosz tak opisywał swoje wrażenia z zawodów: „Ruiny zniszczonej Warszawy i ludzie, ich optymizm i radość, gdy wyrywaliśmy. Dopiero wtedy zrozumiałem, czym była wojna. U mnie w Kielcach było kilka zniszczonych domów, a tu widziałem na każdym kroku zgliszcza. Dopiero w Warszawie namacalnie poczułem grozę wojny. Dzień w dzień patrzyliśmy na te ruiny, ocieraliśmy się o nie, idąc z hotelu „Polonia” do Hali Mirowskiej. Szliśmy w otoczeniu kibiców.”
Hala Mirowska, inaczej Hala „Gwardii”, każdego dnia mistrzostw wypełniona po brzegi. W dniu finałów pięć tysięcy ludzi tłoczy się w hali i drugie 5 tysięcy stoi przed halą. Kibice oczekiwali sukcesów. Codziennie pokonywali wraz z polskimi bokserami drogę z hotelu „Polonia” i z powrotem, świętując ich kolejne zwycięstwa.
A zaczęło się z od pojedynku 20-latka Leszka Drogosza z wicemistrzem olimpijskim, Wiktorem Miednowem, wielką sławą radzieckiego boksu. Spotkali się już w pierwszej walce. Wielkim faworytem był Miednow. Jednak doszło do sensacji. Drogosz okazał się mistrzem uników. Dalej było już tylko lepiej.
Nasi idą przez turniej jak burza. Do finałowych walk awansuje siedmiu naszych bokserów. Rozpoczyna Henryk Kukier, wygrywa z Czechem Majdlochem. Wcześniej w półfinale Kukier wygrał z bokserem radzieckim Bułakowem. W wadzie koguciej dochodzi do pierwszego finałowego pojedynku polsko-radzieckiego. Zenon Stefaniuk pokonuje Stiepanowa. Widownia szaleje. Chociaż na widowni zasiadło wielu dygnitarzy państwowych i partyjnych, to słychać gremialne: „Bij Ruska”.
Następna walka, W ringu nasz weteran Józef Kruża i Aleksandr Zasuchin. Górą Polak. W wadze lekkopółśredniej Leszek Drogosz wygrywa z Irlandczykiem Milliganem pokazując kunszt szermierki na pięści. Już wtedy stał się „czarodziejem ringu”.
Kolejna finałowa walka, to kolejny pojedynek polsko-radziecki. Zygmunt Chychła i Siergiej Szczerbakow. Wspaniała walka, niezwykle wyrównana. Ale stary wyga Chychła nie daje się przechytrzyć. Wygrywa i jest to piąty złoty medal dla Polski. „Bij Ruska” słychać nie tylko w hali, ale i na ulicy.
W dwóch ostatnich pojedynkach, w kategoriach półciężkiej i ciężkiej, Tadeusz Grzelak i Bogdan Węgrzyniak zdobywają medale srebrne. Z medalami brązowymi turniej kończą Zbigniew Pietrzykowski, późniejszy wielki mistrz polskiego boksu i zasłużony, brązowy medalista olimpijski z Helsinek, Aleksy Antkiewicz.
Dziewięć medali na dziesięć możliwych. Stało się coś niesamowitego. Polska wygrywa mistrzostwa. Jesteśmy bokserską potęgą. Kibice szaleją, ulicami Warszawy niosą swoich bohaterów na rękach. W umęczonym wojną mieście dzieje się coś magicznego. Ale wśród działaczy następuje konsternacja. Wielki Związek Radziecki przegrywa. Co zrobić, jak się w tym wszystkim znaleźć? Prasa pisze o sukcesie pięściarzy radzieckich. Tytuły prasowe krzyczą: „Zwycięstwo radzieckiej szkoły boksu”.

Mistrzostwa były wielkim wydarzeniem. Echo tych zawodów niosło się po całej Polsce i Europie. Miliony Polaków słuchało relacji z walk w radio. Trener Feliks Sztamm, zwany „Papą”, zbudował wspaniałą drużynę i dał początek wielkim sukcesom polskiego boksu w kolejnych latach. Mistrzostwa Europy z roku 1953 są do dziś uznawane jako jeden z największych sukcesów polskiego sportu.
Nasi działacze składają protest twierdząc, że Chychła nie wygrał walki ze Szczerbakowem. Na szczęście protest nie zostaje uznany. Na osłodę najlepszym pięściarzem mistrzostw zostaje ogłoszony Władimir Jengibarian, jeden z dwóch radzieckich mistrzów Europy. Choć powszechnie uznano, że ten tytuł należał się jednemu z Polaków, Leszkowi Drogoszowi lub Zygmuntowi Chychle.
Walerian M. Janicki
Na zdjęciach:
Hala Gwardii lata 50. XX w.
Zygmunt Chychła
Papa” Stamm i Leszek Drogosz
