Gdzie się podziały polskie skoki narciarskie?
Wszyscy Polacy znają się na polityce, medycynie i sporcie. Nie wypada inaczej. W niniejszym artykule też będziemy się znali na skokach narciarskich. Niszowa dyscyplina sportu, w której na świecie liczy się 6-7 narodowych teamów, w Polsce urosła niemal do sportu kultowego. Oto nasze opowiadanie o polskich skokach narciarskich.
1. W poprzednim sezonie polscy skoczkowie narciarscy wypadli z czołówki światowej. W tym sezonie, który właśnie się skończył, do tej czołówki nie wrócili. Było tak źle, że za osiągnięcie uznawaliśmy miejsce w pierwszej dziesiątce. Dziennikarze pocieszali kibiców jak mogli ale nie ulżyło to naszym ambicjom, które budowaliśmy na dawnych sukcesach trzech naszych, nieco zaawansowanych wiekiem, asów. Wszystko działo się pod batutą Thomasa Turnbichlera, którego największym, jak się okazało, atutem jest to, że jest Austriakiem! Wiara, że każdy trener z Austrii, to wielki trener, tym razem rozminęła się z rzeczywistością. Prezes Adam Małysz zwolnił Turnbichlera, nie czekając na ostatni weekend w Planicy. A powinien to zrobić rok wcześniej, po poprzednim, całkowicie nieudanym sezonie. Jak mówi mądre powiedzenie: „Lepiej późno, niż wcale”. Roczna zwłoka poczęstowała nas pasmem porażek, smutkiem a nawet sportowym wstydem. Jak inaczej nazwać zjawisko, w którym wybitny skoczek, utytułowany mistrz, w kolejnych zawodach nie wchodzi do drugiej rundy, ba nawet nie przechodzi eliminacji. Irytowały nas, kibiców wypowiedzi samych skoczków w stylu: „Skok nie był zły tylko…”, „…będziemy pracować…” i tak przez cały sezon!


2. Rodzi się zatem pytanie: kiedy należy kończyć karierę? Czy tak jak kiedyś Adam Małysz, a w tym sezonie Peter Prevc, czy może tak, jak czyni to Simon Amman czy Noriaki Kasai. Jeden z komentatorów nazwał to drugie zjawisko kasajo-ammanowym, traktując to z rozbawieniem, jako rodzaj narciarskiej rozrywki. Nasz, polski romantyzm sportowy każe nam mieć nadzieję, że trójka arcymistrzów skoków: Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła cudownie ozdrowieją i na igrzyskach w Cortinie d’Ampezzo będą walczyli o olimpijskie medale! Cała sportowa Polska im tego życzy. Tyle tylko, że nic na to nie wskazuje. W tym sezonie wlekli się panowie w ogonie grupy skaczącej w Pucharze Świata. Nic też nie pomogło Kamilowi Stochowi stworzenie własnej grupy treningowej. Trenerzy Kruczek i Doleżal mogą spełniać rolę pomocników, a nie głównych trenerów. Wyniki pracy Kruczka z kadrą skoczków włoskich i kadrą polskich skoczkiń były żadne. Doleżal sprawdzał się jedynie jako pomocnik Stephana Horngachera.
3. A poza wszystkim przypomnijmy w jakim wieku są nasi mistrzowie. Kamil Stoch -37 lat; Dawid Kubacki – 35 lat: Piotr Żyła – 38 lat. Ktoś zakrzyknie, że Austriak Manuel Fettner ma 39 lat i skacze wciąż znakomicie. Wyjątek potwierdza regułę! Przypomnijmy, Adam Małysz skończył karierę w wieku 34 lat.
4. W polskich skokach narciarskich pokutuje niepokojące zjawisko. Oto znakomicie zapowiadający się juniorzy nie potrafią
przejść płynnie do kadry seniorskiej. Kadry Niemiec, Austrii, Słowenii i Norwegii co roku są uzupełniane młodymi talentami, które potrafią nawiązać walkę z najlepszymi. Polskie wielkie talenty giną gdzieś po drodze. Co dziś dzieje się z Janem Habdasem, Tomaszem Pilchem, Kacprem Juroszkiem i wieloma innymi utalentowanymi skoczkami, którzy jeszcze niedawno pokazali przebłyski talentu i później zapomnieli jak się skacze. Pilch i Habdas potrzebują niewątpliwie, oprócz trenera, także psychologa. Z nostalgią wspominamy twórców geniusza skoków Adama Małysza, profesorów Jerzego Żołądzia i Jana Blecharza. Znakomity duet profesorski potrafił czynić cuda. Czas na kolejne!
5. Już się boimy jak rozwinie się kariera naszych aktualnych juniorów – Kacpra Tomasiaka, Tymoteusza Amilkiewicza, Klemensa Joniaka czy Szymona Byrskiego. Kacper Tomasiak dwa lata tremu, jako 16-latek wygrał konkurs FIS w Zakopanem. I zaraz potem wraz z Klemensem Joniakiem, Janem Habdasem i Marcinem Wróblem zdobyli srebro w konkursie drużynowym mistrzostwo świata juniorów. Miejmy nadzieję, że oni wszyscy i jeszcze Łukasz Łukaszczyk, ustawią się w kolejce do kadry seniorskiej. Przecież obok Pawła Wąska, może i Aleksandra Zniszczoła, ktoś musi reprezentować Polskę w konkursach Pucharu Świata, bo Stocha, Kubackiego, Żyły i tym bardziej Macieja Kota, nie będzie w tej kadrze wiecznie!

6. Jakub Wolny (mistrz świata juniorów w 2014) Andrzej Stękała (brązowy medalista mistrzostw świata w drużynie w 2021 i w drużynowych lotach w 2020) to także niespełnione polskie nadzieje w rywalizacji światowej. Już, już byli blisko a teraz znów są daleko. Czy mają szansę a przede wszystkim chęć do powrotu do światowej czołówki?
7. Nowy trener polskich skoczków, Maciej Maciusiak, to dotychczasowy drugi trener kadry. To on w sezonie 2013/2014 poprowadził polskich juniorów do mistrzostwa świata. Mamy nadzieję, że Maciej Maciusiak wprowadzi swój warsztat trenerski w życie i że będzie to zupełnie inny warsztat niż ten Turnbichlera. Mimo, że Maciusiak współpracował z Turnbichlerem, to nie byłaby dobrym rozwiązaniem kontynuacja sposobu pracy Austriaka. Potrzebne są zmiany rewolucyjne. Czy trener Maciej Matusiak dokona takowych? Miejmy nadzieję, że tak.
8. Przez chwilę, gdzieś przewinęło się nazwisko Gorana Janusa, znakomitego trenera ze Słowenii, dziś pracującego z juniorami tego kraju-fenomenu. Jednak prezes Adam Małysz rozwiał wszelkie domysły i wątpliwości, mówiąc, że rok przed igrzyskami olimpijskimi żaden zagraniczny trener nie podejmie się pracy z polską kadrą.
9. Mamy trenera Macieja Matusiaka i dobrze! Życzmy mu, aby przywrócił polskie skoki narciarskie do światowej czołówki. Turniej „Czterech Skoczni” bez polskich sukcesów, to żaden turniej, Puchar Świata bez konkursów wygranych przez naszych, to żaden puchar. Igrzyska w Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo bez polskich medali, to stracone igrzyska.
Jan Wieteska