W cyklu „Sportowe cuda, nadzwyczajne sensacje” prezentujemy dziś trzeci odcinek zatytułowany „MAHOMET”. To opowieść o niezwykłym biegu Zbigniewa Makomaskiego, znakomitego polskiego średniodystansowca, podczas meczu Polska-USA w roku 1958. W pierwszych dwóch odcinkach opowiedzieliśmy o zadziwiającym sukcesie polskich pięściarzy na Mistrzostwach Europy w roku 1953 oraz o cudzie w Szwajcarii na piłkarskich Mistrzostwach Świata w 1954 roku, kiedy to w finale Niemcy wygrały z ówczesną piłkarską potęgą Węgrami. Zapraszamy do lektury wszystkich naszych opowieści o sportowych cudach. A po lekturze „Mahometa” prosimy o wyszukanie tajemnicy, dlaczego Zbigniew Makomaski miał pseudonim „Mahomet”.

Druga połowa lat 50-tych XX wieku. Polska lekka atletyka odnosi sukcesy. Legendarny trener Jan Mulak tworzy słynny „Wunderteam”, bo takie miano zyskała polska reprezentacja lekkoatletyczna tamtych lat. Przez trzy lata Polska wygrała czternaście meczów z rzędu.
Jest rok 1958. Do Warszawy przyjeżdża ekipa Stanów Zjednoczonych, by rozegrać mecz z Polakami. Wtedy takie mecze międzypaństwowe były bardzo ważną formą rywalizacji. Amerykanie przyjeżdżają do Polski prosto z Moskwy, gdzie rozegrali mecz z reprezentacją Związku Radzieckiego, wielkim lekkoatletycznym potentatem. Oficjele oczekują na przylot ekipy amerykańskiej na lotnisku. Oczekiwanie się przedłuża do pięciu godzin, bo jak się potem okazuje, Amerykanie po drodze lądują w Wilnie na obiad !!!
Mecz Polska -USA jest wielkim wydarzeniem. Na stadionie Dziesięciolecia, wybudowanym w roku 1955 specjalnie na Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów, gromadzi się 100 tysięcy ludzi. To światowy rekord frekwencyjny na zawodach lekkoatletycznych, do dziś nie pobity. 100 tysięcy ludzi przyszło oglądać wybitne gwiazdy światowej lekkoatletyki.
I rzeczywiście, w składzie ekipy amerykańskiej mistrzowie olimpijscy, medaliści mistrzostw świata, o których kibice sportu w Polsce mogli słyszeć tylko z gazet czy radia. Ciekawość mieszkańców Warszawy jest tak wielka, że tłumy gromadzą się także przed hotelem „Grand”, w którym Amerykanie mieszkają. Każdy chce zobaczyć, a nawet dotknąć gości zza oceanu. Dla wielu to niemal jak przybysze z Marsa.
Mecz. Na trybunach ścisk. 100 tysięcy ludzi na stadionie z trybunami na 71 tysięcy miejsc. Zaczyna się. Amerykańscy mistrzowie wygrywają. Glenn Davis wygrywa biegi na 400 metrów płaskie i 400 metrów przez płotki. Charles Dumas skacze wzwyż 2,11 m, a nasz Lewandowski tylko 1,98 m, ale nożycami, bo nie opanował jeszcze stylu przerzutowego. Kulomiot O’Brien pcha kulę blisko dwa metry dalej niż Alfred Sosgórnik. Ale nasi nie są dłużni. Jerzy Chromik bije rekord świata w biegu na 3 kilometry z przeszkodami. Świetnie biegnie Kazimierz Zimny na 5 kilometrów, Janusz Sidło wygrywa rzut oszczepem, a Tadeusz Rut rzut młotem. Toczymy zażarty boj o wygraną w całym meczu.
Bieg na 800 metrów. Na starcie mistrz olimpijski Tom Courtney, który kilka dni wcześniej rozbił biegaczy radzieckich. Obok Polacy Zbigniew Makomaski i Tadeusz Kaźmierski oraz drugi Amerykanin Michael Peake. Od startu prowadzi Courtney, tuż za nim Kaźmierski, dwa metry za nimi Makomaski, ostatni biegnie Peake. Na dystansie bez zmian. Ogłuszający doping trybun brzmi jak nadchodzący tajfun. Ostre tempo. Courtney wciąż pierwszy. Szaleństwo na bieżni i szaleństwo na trybunach. Na ostatnią prostą pierwszy wybiega Courtney, centymetry za nim Kaźmierski, dwa metry i Makomaski. Połowa ostatniej prostej. Makomaski przyśpiesza., dochodzi Kaźmierskiego, zrównuje się z Courtneyem, wychodzi przed niego! Meta. Zbigniew Makomaski pierwszy. „Mahomet” wygrywa z mistrzem olimpijskim. Czasy biegu znakomite: 1:46.7 – Makomaski, 1:46.8 – Courtney, 1:46.9 – Kaźmierski. Trybuny wciąż żywe. Brawa, owacje, bez końca. Oto stało się coś nadzwyczajnego, coś nieprawdopodobnego. Wielki faworyt pokonany. Pokonał go nasz Zbyszek, Zbigniew, „Mahomet”, Makomaski. Zbigniew Makomaski. Brawo, Jest cudownie!
Później „Mahomet” opowiadał swoje wrażenia: „Do dziś nie mogę zrozumieć jak udało mi się wygrać. Słyszałem doping, byłem przekonany, że to dla Tadzia. Ale poczułem jakby ukłucie ostrogą, nie wiem jak udało mi się odrobić prawie dwumetrową stratę.”
A niewiele brakowało, aby Makomaski w ogóle w tym biegu nie wystartował. Przed meczem trenował w Spale. Z powodu braku środków spał w przywiezionym namiocie, a jadał w pobliskim ośrodku FWP. Któregoś dnia zjadł jakiś bigos, który spowodował u niego sensacje żołądkowe. Nie mógł trenować, więc poprosił trenera o zwolnienie z zawodów. Jednak trener nie zgodził się. „Mahomet” stanął na starcie. Siła woli, adrenalina? Później wspominał: „Oniemiałem, kiedy zobaczyłem stadion wypełniony po brzegi”. Może to właśnie był powód, że w biegu dał z siebie wszystko!
Ten bieg przeszedł do historii jako największa sensacja meczu i jedna z największych sensacji w polskim sporcie. Makomaski stał się symbolem zwycięstwa, wielkim bohaterem. Ale Zbigniew Makomaski był także wielkim pechowcem. W tym samym roku odbywały się Mistrzostwa Europy w Sztokholmie. „Mahomet” jechał tam jako główny faworyt. W dniu biegu finałowego dojeżdżał na stadion samochodem polskiej ambasady. Samochód utknął w wielkim korku. Makomaski postanowił dotrzeć na stadion piechotą, biegiem, w dodatku w ulewnym deszczu. Pojawił się tam 20 minut przed startem. Szans na dobrą rozgrzewkę nie miał. Przybiegł na metę na czwartej pozycji. Po dyskwalifikacji Anglika Rawsona, który 20 metrów przebiegł po trawie, przyznano Zbyszkowi medal brązowy. Ale po proteście Anglików medal Makomaskiemu zabrano.
Jednak w historii polskiej lekkiej atletyki Zbigniew Makomaski to ten, który pokonał mistrza olimpijskiego Toma Courtneya.
Walerian M. Janicki
