Sportowe cuda, nadzwyczajne sensacje – „Mecz, który przeszedł do historii”

Drodzy internauci to już piąty odcinek Sportowych Cudów. Mecz Anglia – Polska 1:1, to była wielka frajda. Czytajcie, czekajcie na następne, ale wracajcie do poprzednich.

W pierwszych czterech odcinkach opowiedzieliśmy o zadziwiającym sukcesie polskich pięściarzy na Mistrzostwach Europy w roku 1953, o cudzie w Szwajcarii na piłkarskich Mistrzostwach Świata w 1954 roku, kiedy to w finale Niemcy wygrały z ówczesną piłkarską potęgą Węgrami, a także o fenomenalnym biegu Zbigniewa Makomaskiego, podczas meczu Polska-USA w roku 1958 i o niezwykłym skoku Wojciecha Fortuny i pierwszym złotym medalu olimpijskim w sportach zimowych dla Polski.

Zapraszamy do lektury wszystkich naszych opowieści o sportowych cudach.

„Mecz, który przeszedł do historii”.

Jest rok 1973, 17 października, stadion Wembley. Polska reprezentacja piłkarska jedzie do Londynu, by rozegrać rewanżowy mecz z Anglikami w eliminacjach do mistrzostw świata. Polakom wystarcza remis, bo kilka miesięcy wcześniej nasi sensacyjnie wygrali z dumnymi Anglikami 2:0 na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Brytyjskie gazety wróżyły Polakom klęskę. Traktowano Polaków jak amatorów. Jan Tomaszewski został nazwany „klaunem”, a podczas grania polskiego hymnu, angielscy kibice krzyczeli w stronę Polaków: „animals”.

Rozpoczyna się mecz. Anglicy przeważają. Na polską bramkę sunie atak za atakiem. Ale nasi bronią się umiejętnie. Para stoperów, Gorgoń i Bulzacki „wymiatają” każdą piłkę. Do przerwy 0:0. Trener Kazimierz Górski w szatni mówi: „Widzicie, nie taki diabeł straszny jak go malują. Wytrzymaliście 45 minut, to wytrzymacie i drugie tyle.”

Po przerwie, zaczęło się! Nawałnica Anglików. Kolejne rzuty rożne. Jedenasty, dwunasty i kolejne. Jednak bramka nie pada. Nasi, jak tylko mogą wychodzą z kontrą. Długowłosi Polacy grają z pomysłem, lekkością i do przodu. Po pięćdziesięciu kilku latach oglądamy ten mecz w telewizorze. Wygląda jak teatralny spektakl. Emocjonujemy się jak byśmy nie znali wyniku. Co za mecz! Deyna króluje na środku pola. Piłka trzyma się jego nogi, jak przyklejona. Kółeczko i podanie. Lato jest wszędzie, zawsze gotowy do sprintu na połowę przeciwnika. Kasperczak sprytnie wrzuca piłki do wybiegających skrzydłowych. Właśnie jest 57 minuta meczu. Kasperczak przejmuje piłkę na naszej połowie. Podaje do Laty, ten podciąga kilkanaście metrów i kieruje piłkę na prawo do wybiegającego na pozycję Domarskiego. W tym samym momencie Gadocha wiąże angielskich obrońców. Domarski strzela z pierwszej piłki. Piłka wślizguje się pod angielskim bramkarzem Shiltonem i wpada do bramki. 1:0 dla Polski. Później dopisywano do tej akcji piękną legendę. Że przy strzale Domarskiego piłka zeszła mu z nogi i dlatego Shilton jej nie obronił. Sam Jan Domarski żartował: „Przyszła, zeszła, weszła”. Analitycy piłkarscy umieścili tę bramkę wśród pięćdziesięciu najważniejszych bramek w historii futbolu.

Na zdjęciach bohaterowie z Wembley: Kazimierz Górski z Janem Domarskim, Jan Tomaszewski oraz wielki nieobecny Włodzimierz Lubański
Fot. Wikipedia

Sześć minut później przypadkowy faul Polaków na polu karnym i sędzia dyktuje rzut karny. Clark strzela pewnie i jest 1:1. Anglicy szaleją. Nasi obrońcy dwukrotnie wybijają piłkę z linii bramkowej. Tomaszewski broni nieprawdopodobnie. Jego parady są zdumiewające. Angielscy kibice łapią się za głowy. Nazywali go klaunem a jest herosem. Znakomity telewizyjny sprawozdawca sportowy, Jan Ciszewski wykrzykuje same zachwyty. Jest niesamowicie. Po jednej z fantastycznych parad, Tomaszewski wyrzuca piłkę daleko do przodu. Przejmuje ją Lato i pędzi, jest sam na sam z Shiltonem. Obrońca angielski McFarland  łapie Grzegorza za koszulkę. Fauluje, być może zapobiega w ten sposób stracie drugiej bramki. Jest 90 minuta meczu. Trener Górski wychodzi do szatni. Pytany później, dlaczego wyszedł nie czekając na końcowy gwizdek sędziego powiedział: „Dla mnie mecz się skończył …”

„Koniec, koniec, polska reprezentacja piłkarska w finale mistrzostw świata – krzyczy Jan Ciszewski – to jest prawda, to jest prawda.”

W krótkich pomeczowych wypowiedziach Tomaszewski mówi: „Nie chce mi się wierzyć, że Anglia jest poza burtą.”

Wielka sensacja w światowej piłce nożnej. Dumni synowie Albionu nie pojechali na mistrzostwa świata!!!

Włodzimierz Lubański, który w tym meczu nie zagrał z powodu kontuzji odniesionej w pierwszym mieczu z Anglikami po faulu … McFarlanda mówił: „Gratuluję chłopakom, grali fantastycznie, nie wiem, czy się zmieszczę w tak wspanialej drużynie”. Okazało się, że były to prorocze słowa. Kontuzja okazała się na tyle poważna, że Lubański nie pojechał na mistrzostwa świata do Niemiec, na których Polska reprezentacja grała rewelacyjnie zajmując trzecie miejsce. A później już było za późno. Jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, może najlepszy, nie uczestniczył w największym sukcesie polskiego futbolu.

Mecz z Anglikami na Wembley był wyjątkowy, stał się przełomem w polskiej piłce nożnej. Wszystko mogło być inaczej. A stało się pięknie. To były niesamowite dni. Wspominamy ten mecz z nutką romantyzmu, jak piękną bajkę, która okazała się prawdą. Siłą rzeczy nasuwa nam się porównanie z obecną reprezentacją. Piłkarze Górskiego wiedzieli co zrobić z piłką. Celem było zdobycie bramki, grali do przodu. Dzisiaj często nasi, nie bardzo wiedzą co z piłką zrobić, grają więc do tyłu. A tak grając trudno strzelić gola.

Na koniec wymieńmy nazwiska bohaterów z Wembley: Jan Tomaszewski w bramce, w obronie Adam Musiał, Mirosław Bulzacki, Jerzy Gorgoń, Antoni Szymanowski, linia pomocy to Henryk Kasperczak, Kazimierz Deyna, Lesław Ćmikiewicz, w ataku grali Robert Gadocha, Jan Domarski i Grzegorz Lato. Trener Kazimierz Górski.

Walerian M. Janicki