Halina Konopacka – patronką SP nr 402 w Warszawie

Szkoła Podstawowa nr 402, znajdująca się na warszawskim Gocławiu, otrzymała imię Haliny Konopackiej. To wielkie święto dla uczniów tej szkoły, nauczycieli, rodziców, a także mieszkańców Gocławia.

Halina Konopacka, wybitna sportsmenka, pierwsza polska złota medalistka olimpijska. Złoty medal zdobyła w konkurencji rzutu dyskiem na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie, w roku 1928.  Halina Konopacka to także poetka, malarka i wielka patriotka.

Specjalnie, z okazji nadania imienia Haliny Konopackiej szkole nr 402, w przeddzień uroczystości, opublikowaliśmy na naszej stronie internetowej i Facebooku, obszerny tekst, pióra Bartłomieja Korpaka, opisujący naszą pierwszą mistrzynię olimpijską.

Uroczystość nadania imienia odbyła się 7 listopada. Wchodzimy do szkoły i jesteśmy zaskoczeni. Oto szpaler „czerwonych beretów”. Uczennice szkoły ubrane w czerwone berety, nakrycie głowy nawiązujące do ubioru Haliny Konopackiej. To właśnie czerwony beret na głowie nierozerwalnie kojarzy się Haliną Konopacką, która stworzyła swój styl w modzie lat 20-tych XX wieku.

Dyrektor szkoły, Joanna Bieńkowska-Terlecka z nieskrywaną emocją opowiada o idei pozyskania patrona szkoły i wita wszystkich gości. Wśród gości olimpijczycy, medaliści olimpijscy. Ci, którzy poszli w ślady Haliny Konopackiej, zdobywając medale olimpijskie.  Przyjechali do szkoły by uczcić wielką sportsmenkę, piękny symbol polskiego sportu. Przyjechali do szkoły, by przypomnieć o polskich medalach olimpijskich. Sześciu polskich medalistów olimpijskich:

  • Tomasz Majewski, dwukrotny złoty medalista olimpijski w pchnięciu kulą z igrzysk w Pekinie 2008r. i Londynie w 2012r.;
  • Urszula Kielan, srebrna medalistka olimpijska w skoku wzwyż z igrzysk w Moskwie 1980r.;
  • Iwona Marcinkiewicz, brązowa medalistka olimpijska w łucznictwie w drużynie, medal zdobyła na igrzyskach w Atlancie w 1996r.;
  • Janusz Pyciak-Peciak, mistrz olimpijski w pięcioboju nowoczesnym z Montrealu w 1976r.;
  • Dariusz Goździak, złoty medalista olimpijski w pięcioboju nowoczesnym w rywalizacji drużynowej z Barcelony w 1992r.;
  • Marian Sypniewski, florecista, dwukrotny brązowy medalista olimpijski w szermierce, medale przywiózł z igrzysk w Moskwie 1980r. i Barcelonie 1992r.

Wielkie postacie polskiego sportu. Młodzież szkolna mogła usłyszeć o ich olimpijskich sukcesach. Z pewnością spotkania medalistów olimpijskich z uczniami będą piękną kontynuacją ich obecności na Gali. Wśród gości przedstawiciele władz dzielnicy z zastępcą burmistrza dzielnicy Praga-Południe m.st. Warszawy, Karolem Kowalczykiem, radni, Prezes Fundacji Lotto im. Haliny Konopackiej, Marek Orzechowski, a także autorka książki o Konopackiej Agnieszka Metelska.

Na scenie flagi: polska i olimpijska. Słuchamy hymnu polskiego i hymnu olimpijskiego. Następuje prezentacja sztandaru szkoły. Jest uroczyście.

 

Po przemówieniach rozpoczyna się gala. Pięknie brzmi piosenka „Lata 20-ste, lata 30-ste”, uroczy jest pokaz mody tamtych lat, świetny taniec w mglistych, białych oparach, kolejne piosenki i w finale grupowe wyśpiewanie przyszłego, jak się domyślamy, hymnu szkoły. Jest znakomicie, miło, niemal romantycznie i bardzo uroczyście. Brawa dla wykonawców i twórców widowiska. I jest smakowicie, bowiem na koniec kosztujemy pysznego tortu. Palce lizać!

Szkoła Podstawowa nr 402 imienia Haliny Konopackiej dołącza do grona szkół, które noszą imiona Polskich Olimpijczyków, Polskich Sportowców.

Gratulujemy!

Jan Wieteska

PS. Zapraszamy uczniów, nauczycieli i rodziców na nasz facebook

Cykliczne wywiady z olimpijczykami w Radiu dla Ciebie, odc. 7

W czwartek 13 listopada, z inicjatywy Warszawsko-Mazowieckiej Rady Olimpijskiej, po godz. 17.00, tuż po wiadomościach i bloku reklamowym, w Radiu dla Ciebie, usłyszymy siódmy odcinek cyklu wywiadów z olimpijczykami. Gościem Radia dla Ciebie będzie zapaśnik, Andrzej Malina (na zdjęciu). Uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Seulu w 1988 r., waga półciężka. Mistrz świata w Budapeszcie w 1986 r., srebrny i brązowy medalista mistrzostw Europy, czterokrotny mistrz Polski. Podczas IO w Atlancie (1996 r.) był asystentem trenera kadry zapaśników, którzy wywalczyli wówczas pięć medali, w tym trzy złote krążki olimpijskie.

Co tydzień o tej samej porze, możemy posłuchać pasjonujących rozmów z medalistami Igrzysk Olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Dowiadujemy się o pasjach, sukcesach, porażkach, rywalizacji i przyjaźniach, a także o doświadczeniach jakie na całe życie daje sport wyczynowy. Nie brakuje ciekawostek z wydarzeń dziejących się za kulisami wielkich aren sportowych.

ZAPRASZAMY!

Każdy czwartek, po godz. 17.00, 101,00 MHz, Radio dla Ciebie

Sportowe cuda, nadzwyczajne sensacje – „Mahomet”

W cyklu „Sportowe cuda, nadzwyczajne sensacje” prezentujemy dziś trzeci odcinek zatytułowany „MAHOMET”. To opowieść o niezwykłym biegu Zbigniewa Makomaskiego, znakomitego polskiego średniodystansowca, podczas meczu Polska-USA w roku 1958. W pierwszych dwóch odcinkach opowiedzieliśmy o zadziwiającym sukcesie polskich pięściarzy na Mistrzostwach Europy w roku 1953 oraz o cudzie w Szwajcarii na piłkarskich Mistrzostwach Świata w 1954 roku, kiedy to w finale Niemcy wygrały z ówczesną piłkarską potęgą Węgrami. Zapraszamy do lektury wszystkich naszych opowieści o sportowych cudach. A po lekturze „Mahometa” prosimy o wyszukanie tajemnicy, dlaczego Zbigniew Makomaski miał pseudonim „Mahomet”.

Druga połowa lat 50-tych XX wieku. Polska lekka atletyka odnosi sukcesy. Legendarny trener Jan Mulak tworzy słynny „Wunderteam”, bo takie miano zyskała polska reprezentacja lekkoatletyczna tamtych lat. Przez trzy lata Polska wygrała czternaście meczów z rzędu.

Jest rok 1958. Do Warszawy przyjeżdża ekipa Stanów Zjednoczonych, by rozegrać mecz z Polakami. Wtedy takie mecze międzypaństwowe były bardzo ważną formą rywalizacji. Amerykanie przyjeżdżają do Polski prosto z Moskwy, gdzie rozegrali mecz z reprezentacją Związku Radzieckiego, wielkim  lekkoatletycznym potentatem. Oficjele oczekują na przylot ekipy amerykańskiej na lotnisku. Oczekiwanie się przedłuża do pięciu godzin, bo jak się  potem okazuje, Amerykanie po drodze lądują w Wilnie na obiad !!!

Mecz Polska -USA jest wielkim wydarzeniem. Na stadionie Dziesięciolecia, wybudowanym w roku 1955 specjalnie na Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów, gromadzi się 100 tysięcy ludzi. To światowy rekord frekwencyjny na zawodach lekkoatletycznych, do dziś nie pobity. 100 tysięcy ludzi przyszło oglądać wybitne gwiazdy światowej lekkoatletyki.

I rzeczywiście, w składzie ekipy amerykańskiej mistrzowie olimpijscy, medaliści mistrzostw świata, o których kibice sportu w Polsce mogli słyszeć tylko z gazet czy radia. Ciekawość mieszkańców Warszawy jest tak wielka, że tłumy gromadzą się także przed hotelem „Grand”, w którym Amerykanie mieszkają. Każdy chce zobaczyć, a nawet dotknąć gości zza oceanu. Dla wielu to niemal jak przybysze z Marsa.

Mecz. Na trybunach ścisk. 100 tysięcy ludzi na stadionie z trybunami na 71 tysięcy miejsc. Zaczyna się. Amerykańscy mistrzowie wygrywają. Glenn Davis wygrywa biegi na 400 metrów płaskie i 400 metrów przez płotki. Charles Dumas skacze wzwyż 2,11 m, a nasz Lewandowski tylko 1,98 m, ale nożycami, bo nie opanował jeszcze stylu przerzutowego. Kulomiot O’Brien pcha kulę blisko dwa metry dalej niż Alfred Sosgórnik. Ale nasi nie są dłużni. Jerzy Chromik bije rekord świata w biegu na 3 kilometry z przeszkodami. Świetnie biegnie Kazimierz Zimny na 5 kilometrów, Janusz Sidło wygrywa rzut oszczepem, a Tadeusz Rut rzut młotem. Toczymy zażarty boj o wygraną w całym meczu.

Bieg na 800 metrów. Na starcie mistrz olimpijski Tom Courtney, który kilka dni wcześniej rozbił biegaczy radzieckich. Obok Polacy Zbigniew Makomaski i Tadeusz Kaźmierski oraz drugi Amerykanin Michael Peake. Od startu prowadzi Courtney, tuż za nim Kaźmierski, dwa metry za nimi Makomaski, ostatni biegnie Peake. Na dystansie bez zmian. Ogłuszający doping trybun brzmi jak nadchodzący tajfun. Ostre tempo. Courtney wciąż pierwszy. Szaleństwo na bieżni i szaleństwo na trybunach. Na ostatnią prostą pierwszy wybiega Courtney, centymetry za nim Kaźmierski, dwa metry i Makomaski. Połowa ostatniej prostej. Makomaski przyśpiesza., dochodzi Kaźmierskiego, zrównuje się z Courtneyem, wychodzi przed niego! Meta. Zbigniew Makomaski pierwszy. „Mahomet” wygrywa z mistrzem olimpijskim. Czasy biegu znakomite: 1:46.7 – Makomaski, 1:46.8 – Courtney, 1:46.9 – Kaźmierski. Trybuny wciąż żywe. Brawa, owacje, bez końca. Oto stało się coś nadzwyczajnego, coś nieprawdopodobnego. Wielki faworyt pokonany. Pokonał go nasz Zbyszek, Zbigniew, „Mahomet”, Makomaski. Zbigniew Makomaski. Brawo, Jest cudownie!

Później „Mahomet” opowiadał swoje wrażenia: „Do dziś nie mogę zrozumieć jak udało mi się wygrać. Słyszałem doping, byłem przekonany, że to dla Tadzia. Ale poczułem jakby ukłucie ostrogą, nie wiem jak udało mi się odrobić prawie dwumetrową stratę.”

A niewiele brakowało, aby Makomaski w ogóle w tym biegu nie wystartował. Przed meczem trenował w Spale. Z powodu braku środków spał w przywiezionym namiocie, a jadał w pobliskim ośrodku FWP. Któregoś dnia zjadł jakiś bigos, który spowodował u niego sensacje żołądkowe. Nie mógł trenować, więc poprosił trenera o zwolnienie z zawodów. Jednak trener nie zgodził się. „Mahomet” stanął na starcie. Siła woli, adrenalina? Później wspominał: „Oniemiałem, kiedy zobaczyłem stadion wypełniony po brzegi”. Może to właśnie był powód, że w biegu dał z siebie wszystko!

Ten bieg przeszedł do historii jako największa sensacja meczu i jedna z największych sensacji w polskim sporcie. Makomaski stał się symbolem zwycięstwa, wielkim bohaterem. Ale Zbigniew Makomaski był także wielkim pechowcem. W tym samym roku odbywały się Mistrzostwa Europy w Sztokholmie. „Mahomet” jechał tam jako główny faworyt. W dniu biegu finałowego dojeżdżał na stadion samochodem polskiej ambasady. Samochód utknął w wielkim korku. Makomaski postanowił dotrzeć na stadion piechotą, biegiem, w dodatku w ulewnym deszczu. Pojawił się tam 20 minut przed startem. Szans na dobrą rozgrzewkę nie miał. Przybiegł na metę na czwartej pozycji. Po dyskwalifikacji Anglika Rawsona, który 20 metrów przebiegł po trawie, przyznano Zbyszkowi medal brązowy. Ale po proteście Anglików medal Makomaskiemu zabrano.

Jednak w historii polskiej lekkiej atletyki Zbigniew Makomaski to ten, który pokonał mistrza olimpijskiego Toma Courtneya.

Walerian M. Janicki

HALINA KONOPACKA – pierwsze olimpijskie złoto dla Polski

Halina Konopacka urodziła się 26 lutego 1900 roku w Rawie Mazowieckiej jako córka Jakuba i Marianny z Roszkiewiczów. Przed wybuchem I wojny światowej jej rodzina przeniosła się do Warszawy.

Halina od dzieciństwa spędzała czas w Ogrodzie Gier i Zabaw Ruchowych na Agrykoli. Jeździła na łyżwach w Dolinie Szwajcarskiej, brała lekcje jazdy konnej. Z ojcem i siostrą Czesławą grali w tenisa, brat Tadeusz był piłkarzem i lekkoatletą Polonii, później znanym instruktorem, prowadził też gimnastykę poranną w radiu.

Po ukończeniu Gimnazjum im. Celiny Plater-Zybertównej, na początku lat dwudziestych XX w. Halina studiowała filologie obce na Uniwersytecie Warszawskim. Miała wszechstronne zainteresowania humanistyczne, interesowała się literaturą piękną, malarstwem, muzyką i sztuką. Była utalentowaną poetką, od 1926 roku publikowała wiersze w „Skamandrze”, „Wiadomościach Literackich”„Świecie”.

Sport zaczęła uprawiać w 1924 roku w warszawskim AZS i barwom tego klubu pozostała wierna do końca swej kariery sportowej. Miała doskonałe warunki fizyczne (181 cm, smukła sylwetka) i była wszechstronnie utalentowana. Pasjonowała się narciarstwem, pływaniem, wioślarstwem, tenisem, automobilizmem, hazeną, koszykówką i lekką atletyką. Miała to później tak podsumować: „Wielostronność zainteresowań sportowych pozwoliła mi na wszechstronne rozwinięcie sił fizycznych i cech psychicznych, które w sportowej walce odgrywają niepoślednią rolę”.

Na początku 1924 roku zaczęła uprawiać narciarstwo i każdej zimy jeździła do Zakopanego, gdzie zyskała przydomek „Czerbieta”, będący zbitką wyrazów od słów „kobieta” i „czerwony”, bo zwykle na stok zakładała czerwony sweter oraz własnoręcznie robiony na drutach beret. Od wiosny 1924 roku, za namową koleżanki, znanej sportsmenki Heleny Woynarowskiej, Halina znalazła się w sekcji lekkoatletycznej AZS Warszawa. Uprawiała kilka konkurencji, wykazując szczególne predyspozycje do rzutów. Jej pierwszym trenerem był Francuz Maurice Bacquet. Była mistrzynią Polski w rzucie dyskiem (1924, 1925, 1926, 1927, 1928, 1930, 1931), rzucie oszczepem (1926, 1930), skoku wzwyż (1928), pchnięciu kulą (1924, 1925, 1926, 1927, 1928), pięcioboju (1928, 1929, 1930), rzucie dyskiem oburącz (1927, 1928), pchnięciu kulą oburącz (1927, 1928), trójboju (1930) oraz sztafetach 4×100 m (1928) i 4×200 m (1927, 1931). O jej sportowej wszechstronności świadczy fakt z 1928 roku, kiedy na lekkoatletycznych mistrzostwach Polski startowała w dziesięciu konkurencjach, odnosząc siedem zwycięstw.

 

 

Rok 1928 dla Haliny Konopackiej był bardzo wyjątkowy. Na igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie Halina Konopacka zdobyła złoty medal w rzucie dyskiem z wynikiem 39,62 m. Był wtorek, 31 lipca. Historyczny dzień dla polskiego sportu. Po raz pierwszy na olimpijskim stadionie rozległy się dźwięki Mazurka Dąbrowskiego. Swój start tak zrelacjonowała: „Z szatni przez długi tunel wychodzę na boisko. Dopiero teraz widzę przytłaczającą potęgę stadionu. Wokoło szary mur ludzi, wobec którego sylwetki nasze na ślicznie strzyżonej murawie boiska gubią się. Z trudem odnajduję biało-czerwone chorągiewki na trybunach. …Z trudem tylko słyszę okrzyki: Polska, Halina! i czuję, że ci ludzie proszą i dopominają się o hymn i sztandar. Jestem ogromnie podniecona…. Nie wiem, czy która z konkurentek przystępowała do rzutów z mocnym pragnieniem zwycięstwa. Wreszcie rzucam. Już pierwszy rzut przekonywa mnie, jak bardzo „chcę” pomaga – to „mogę. Zwyciężyłam i nie miałam siły cieszyć się ze swego zwycięstwa. Widziałam, jak cieszą wszyscy wokoło mnie, oszałamiały mnie serdeczne uściski dłoni, zewsząd płynące objawy sympatii swoich i obcych, i te powodzie kwiatów.” („Stadion” nr 33 z 14 VIII 1928).

Rywalizację, pomimo dżdżystej pogody, śledziło ponad 20 tysięcy widzów. 21 zawodniczek rzucało w dwóch seriach, zanim wyłonione zostały finalistki. Wynik Haliny 39,17 m jest tylko o 1 cm gorszy od jej rekordy świata. W kolejnym rzucie, dysk ląduje blisko linii 40 metrów, 39,62 to nowy rekord świata. Halina Konopacka wygrywa konkurs. Amerykankę Lillian Copeland wyprzedza o 2,54 m, a Szwedkę Ruth Svelberg o 3,70 m. Drugi złoty medal na tych igrzyskach, w kategorii konkurs literacki, otrzymał Kazimierz Wierzyński za tomik wierszy „Laur olimpijski”. Dobrze się znali z Haliną, Wierzyński był współtwórcą grupy poetyckiej „Skamander”.

Polka została również „Miss Igrzysk” razem z mistrzynią olimpijską w skoku wzwyż, Kanadyjką, Ethel Catherwood.  Jej uroda i sportowe umiejętności wyróżniały ją zdecydowanie spośród lekkoatletek. W sensie sportowym piękna sylwetka polskiej dyskobolki potwierdziła słuszność wprowadzenia do programu igrzysk lekkoatletycznych konkurencji kobiecych.

8 sierpnia 1928 roku, pociąg z olimpijczykami dociera do Warszawy na Dworzec Główny. Wita ich tłum ludzi. 8 grudnia na Zamku Królewskim olimpijczyków z Amsterdamu przyjął Prezydent Ignacy Mościcki. Wcześniej dotarł do Haliny list gratulacyjny od Prezydenta: „Serdeczne pozdrowienia… Zwycięstwo i wielki triumf Polki wobec całego świata jest dowodem żywotności i niespożytej energii naszego narodu”.

Popularność Haliny Konopackiej po Amsterdamie bardzo wzrosła, to już nie tylko królowa rzutu dyskiem, tylko narodowa bohaterka. Marszałek Józef Piłsudski zaprosił medalistkę do Belwederu, aby osobiście jej pogratulować: „Ach to pani gdzieś tam w Amsterdamie zdobyła dla nas złoty medal! To dobrze! To służy Polsce!”

1 grudnia 1928 roku Halina otrzymała godność członka honorowego AZS Warszawa. W 1928 roku odlane zostało w brązie jej popiersie, autorstwa Zofii Trzcińskiej-Kamińskiej. Aktualnie rzeźba ta znajduje się w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie.

Światową hegemonię w rzucie dyskiem utrzymała jeszcze do roku 1930, kiedy to podczas Światowych Igrzysk Kobiecych w Pradze zdobyła kolejny tytuł mistrzowski wynikiem 36,80 m, po czym w następnym roku „oddała dysk w dobre ręce”, młodziutkiej i pełnej uroku następczyni, Jadwidze Wajsównej. Uprawianie lekkiej atletyki Halina zakończyła w 1931 roku.

W swej siedmioletniej karierze w konkurencji rzutu dyskiem nie doznała ani jednej porażki w zawodach krajowych, jak i międzynarodowych. Po zakończeniu kariery lekkoatletycznej uprawiała tenis ziemny w barwach WLTK (Warszawski Lawn Tenis Klub), który miał korty w Parku Sobieskiego. W drugiej połowie lat trzydziestych należała do czołówki polskich tenisistek. W 1937 r. zajęła dziesiąte miejsce na liście klasyfikacyjnej Polskiego Związku Tenisowego. Największe sukcesy odnosiła w grze mieszanej. Najczęściej jej partnerem na korcie był Czesław Spychała.

Halina Konopacka włączała się także w działalność społeczną w ruchu sportowym. Od 26 maja 1929 roku wchodziła w skład Zarządu Centrali Polskich Akademickich Związków Sportowych, uczestniczyła w pracach Zarządu Międzynarodowej Sportowej Federacji Kobiet. Od 1932 roku była członkiem Rady Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej Kobiet (TKKFK). Od września 1935 roku do grudnia 1936 r. redagowała sportowe czasopismo kobiet „Start”. W latach 1938-1939 była członkiem Zarządu Związku Polskich Związków Sportowych – Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Uczestniczyła w pracach przeprowadzonej w dniach 7-11 czerwca 1937 r. w Warszawie 34. Sesji MKOl. 26 marca 1938 r. wraz z członkami MKOl, płk. Ignacym Matuszewskim i gen. Stanisławem Rouppertem, reprezentowała Polskę na uroczystościach w Olimpii związanych z wmurowaniem urny z sercem twórcy nowożytnych igrzysk, barona Pierre’a de Coubertina.

28 grudnia 1928 r., Halina Konopacka wyszła za mąż, za znanego polityka, dyplomatę i publicystę, płk. Ignacego Matuszewskiego, który był też działaczem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Ślub odbył się w Rzymie, a w podróż poślubną małżeństwo wyruszyło nad Morze Śródziemne. Z wyglądu do siebie nie pasowali: ona – wysoka, smukła, zawsze znakomicie ubrana, on – niski, niezbyt urodziwy. Łączyła ich miłość do sportu i poezji. Halina nazywała męża pieszczotliwie „Hiramkiem”. Po powrocie zamieszkali w Warszawie, przy ul. Filtrowej 66. Halina weszła do towarzyskiej elity Warszawy. Matuszewski został wkrótce ministrem skarbu. Oboje bywali jako goście honorowi m.in. na igrzyskach olimpijskich w Garmisch-Partenkirchen i w Berlinie w 1936 r. Będąc u szczytu sławy, Konopacka dorównywała popularnością wielkiemu tenorowi, Janowi Kiepurze i modne stało się powiedzenie: „Kiepura pyskiem, Konopacka dyskiem”. Ilekroć pojawiała się na stadionie, publiczność witała ją okrzykiem: „Konopacka, szkoda słów, rekord w dysku pobij znów”. Nazywano ją heroiną stadionów świata, zdążającą swobodnie, z miłym uśmiechem na ustach od zwycięstwa do zwycięstwa.

We wrześniu 1939 r., płk Ignacy Matuszewski kierował ewakuacją zasobów złota Banku Polskiego. Blisko 80 ton kruszcu i tysiąc skrzyń ze sztabami i workami złotych monet. Halina Konopacka jako doświadczona automobilistka usiadła za kierownicą jednego z autobusów. Operacja była bardzo skomplikowana. W ciągu dnia ukrywali się w lasach, jechali w nocy, aby nie narażać się na samolotowe naloty. Gdy dotarli do rumuńskiej granicy, nocą z 13 na 14 września, sami musieli przeładować cały transport do pociągu. Potem ruszyli do Konstancy.  Transport natychmiast przeładowano na mały tankowiec „Eocene”, formalnie w służbie amerykańskiej kompanii naftowej. Wszyscy, w tym Halina, dźwigali skrzynie. Dopłynęli do Stambułu. Stamtąd złoto pojechało pociągiem przez Syrię do Libanu, a później drogą morską dotarło do Newer na Loarą, do dyspozycji polskiego rządu na uchodźctwie. Po upadku Francji dla Matuszewskich zabrakło miejsca na okręcie odpływającym do Anglii, uciekli więc w stronę Hiszpanii. Zostali aresztowani na granicy. Zdobyty na olimpiadzie medal zaginął w czasie tułaczki wojennej w Hiszpanii (zarekwirowany przez celników). Pułkownik na krótko trafił do więzienia w Madrycie, a gdy odzyskał wolność, Matuszewscy wyemigrowali do Nowego Jorku. W Stanach Zjednoczonych pozostali na zawsze. Ignacy Matuszewski zmarł w Nowym Jorku w 1946 roku, podobno popełnił samobójstwo. Trzy lata później Halina wyszła za mąż za Jerzego Szczerbińskiego, tenisistę, właściciela sklepu Cepelia. A gdy w 1959 roku ponownie owdowiała, opuściła Nowy Jork i przeniosła się na Florydę. Tam odkryła swój nowy talent – zaczęła malować, głównie pejzaże i kwiaty. Obrazy sprzedawała sygnując pseudonimem Helen Georgie. Trzykrotnie odwiedziła Polskę w 1958, 1970 i 1975, ale wrócić do PRL nie chciała.  W 50 rocznicę zdobycia olimpijskiego złota polski konsul w Waszyngtonie wręczył jej srebrny Order Zasługi PRL, był to 1978 rok. Zmarła bezdzietnie 28 stycznia 1989 roku w domu opieki w Daytona Meach. Jej prochy, przewiezione do Polski w 1990 roku, spoczęły w rodzinnym grobie Konopackich na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie (kwatera 67D – rząd I – grób 26).

Bartłomiej Korpak

Materiał opracowany z wykorzystaniem poniższych materiałów:

  • Ryszard Wryk – „Olimpijczycy Drugiej Rzeczypospolitej” – Wydawnictwo Nauka i Innowacje, Poznań 2015
  • Maria Rotkiewicz – „Z radości życia Halina Konopacka” – Polski Komitet Olimpijski 2018
  • Marek Wąs – „Podwójna złota Halina” – Gazeta Wyborcza – 2.08.2013
  • Marta Grzywacz – „Złote triumfy Haliny Konopackiej” – Gazeta Wyborcza – 24.07.2021

Cykliczne wywiady z olimpijczykami w Radiu dla Ciebie, odc. 6

W czwartek 6 listopada, z inicjatywy Warszawsko-Mazowieckiej Rady Olimpijskiej, po godz. 17.00, tuż po wiadomościach i bloku reklamowym, w Radiu dla Ciebie, usłyszymy szósty odcinek cyklu wywiadów z olimpijczykami. Gościem Radia dla Ciebie będzie kajakarka, Elżbieta Urbańczyk-Baumann (na zdjęciu). Uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w Seulu w 1988 r. (ósme miejsce w K-4 na 500 m), w Barcelonie w 1992 r. (szóste miejsce w K-2 na 500 m), w Atlancie w 1996 r. (siódme miejsce w K-2 na 500 m) i w Sydney w 2000 r. (piąta w K-1 na 1500 m). Mistrzyni i trzykrotna wicemistrzyni oraz brązowa medalistka mistrzostw świata, dwukrotna mistrzyni, wicemistrzyni i pięciokrotnie brązowa medalistka mistrzostw Europy, 46-krotna mistrzyni Polski.

Co tydzień o tej samej porze, możemy posłuchać pasjonujących rozmów z medalistami Igrzysk Olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Dowiadujemy się o pasjach, sukcesach, porażkach, rywalizacji i przyjaźniach, a także o doświadczeniach jakie na całe życie daje sport wyczynowy. Nie brakuje ciekawostek z wydarzeń dziejących się za kulisami wielkich aren sportowych.

ZAPRASZAMY!

Każdy czwartek, po godz. 17.00, 101,00 MHz, Radio dla Ciebie

Fot. Towarzystwo Olimpijczyków Polskich

Sportowe cuda, nadzwyczajne sensacje – Cud w Bernie

„Sportowe cuda, nadzwyczajne sensacje” pod takim tytułem rozpoczęliśmy tydzień temu publikację cyklu artykułów opowiadających o sportowych cudach, sensacyjnych rozstrzygnięciach wywołujących emocje ponad wszelką miarę. Przez dziesięć tygodni, w każdy wtorek, nasi czytelnicy będą mogli przeczytać o wydarzeniach, które elektryzowały sportowy świat. Lubimy sportowe sensacje, bo to one są tym, co w sporcie najciekawsze. Porażki mistrzów, zwycięstwa teoretycznie słabszych. Klęski i sukcesy w walce do ostatnich sekund. Takich rozstrzygnięć w sporcie jest bardzo dużo, ale autor cyklu WALERIAN M. JANICKI, wybrał swoją dziesiątkę. Niesamowitą „dziesiątkę sportowych cudów”. Będzie nam miło, jeśli Czytelnicy zechcą przedstawić swoje propozycje „sportowych cudów”.

Dziś drugi odcinek pt.: „Cud w Bernie”.

Na początku lat 50-tych XX wieku piłkarska reprezentacja Węgier nie miała sobie równych.  26 zwycięstw i tylko 4 remisy, to imponujący bilans meczowy węgierskiego giganta tamtych lat. Niezwykle uzdolniona grupa węgierskich piłkarzy zawojowała świat. Liderem zespołu był Ferenc Puskas, piłkarz na tamte czasy kompletny. W listopadzie 1953 r.  Węgrzy pojechali do Anglii. Na legendarnym stadionie Wembley upokorzyli dumnych gospodarzy wygrywając mecz 6:3. Była to pierwsza porażka Anglików na tym stadionie, wyjątkowe wydarzenie.  Rewanż miał miejsce w Budapeszcie pół roku później. Węgierscy wirtuozi piłki wygrali 7:1!!! Mecz przeszedł do historii jako jedno z najważniejszych piłkarskich wydarzeń. Węgrzy wyprzedzili epokę. Wcześniej, w roku 1952, Węgry zdobyły złoty medal olimpijski na igrzyskach w Helsinkach.

Nic więc dziwnego, że na mistrzostwa świata rozgrywane w roku 1954 w Szwajcarii, Węgrzy jechali w roli wielkich faworytów. Gwiazdami drużyny, obok Puskasa, byli: znakomity bramkarz Grosics, łowca bramek Kocsis, środkowy napastnik Hidegkuti, boiskowy dyrygent Bozsik. Można by wymienić całą jedenastkę wszyscy byli doskonali.


Ilustracja: Wikipedia.org

W meczach grupowych potwierdzili swoją klasę, wygrywając z RFN 8:3 i Turcją 9:0. A Niemcy wyszli z grupy dopiero po barażowym meczu z Turcją. W ćwierćfinale Węgrzy wygrywają z Brazylią 4:2, a w półfinale z mistrzem świata z 1950 roku Urugwajem także 4:2.

W finale doszło do ponownego meczu z reprezentacją RFN.

Był 4 lipca 1954 roku. Pogoda deszczowa, grząskie boisko. Jak później mówiono „pogoda Fritza Waltera”, jednego z liderów niemieckiej drużyny, który ponoć świetnie się czuł w takich warunkach. Węgrzy nic sobie z tego nie robią. Po 8 minutach meczu prowadzą 2:0. Puskas, mimo kontuzji, którą odniósł w pierwszym meczu z Niemcami, gra znakomicie. Strzela pierwszą bramkę, drugą zdobywa Csibor. Ale dwie minuty później niemiecki skrzydłowy Marlock ogrywa węgierskich obrońców i strzela na 2:1. 18 minuta meczu i kolejny cios zadaje Rahn. Jest 2:2. Już jest sensacyjnie. Do przerwy bez zmian – 2:2. Druga polowa meczu. Węgrzy atakują, ale bramka nie pada. W 84 minucie jeden z nielicznych ataków Niemiec i pada trzecia bramka. Rahn po raz drugi wpisuje się na listę strzelców. Konsternacja. Niewiara. Co się stało. Oto wielki faworyt przegrywa mecz na 6 minut przed końcowym gwizdkiem! Jeszcze jeden zryw piłkarzy węgierskich. Puskas strzela bramkę, ale sędzia jest nieubłagany, odgwizduje spalonego. Bramka nie zostaje uznana. Koniec meczu. 3:2 dla RFN. Niemożliwe stało się możliwe! „Złota jedenastka” przegrywa najważniejszy mecz. Mecz życia. Stał się „Cud w Bernie”.

Co to się później działo! Kibice węgierscy uznali porażkę z Niemcami jako narodową kompromitację. Na ulice Budapesztu wyszło tysiące ludzi. Przez kilka dni trwały protesty. Kapitanowi drużyny Puskasowi i trenerowi Sebesowi grożono śmiercią. Tłum niszczył samochody, sklepy i ulice miasta. Piłkarze nie dojechali do stolicy Węgier. Z granicy byli rozwożeni do domów samochodami. Pojawiły się pogłoski o sprzedaniu meczu, ponoć za „mercedesy”.

Ujawniono też, że Niemcy zagrali w nowych butach, z wkręcanymi korkami, co mogło ułatwić im poruszanie się po grzęskim boisku. W roku 2010 wyemitowano w Niemczech film dokumentalny pt.: „Doping w Niemczech”, w którym pojawiła się sugestia, że Niemcy przed pamiętnym, finałowym meczem otrzymali specjalny lek Pervitin zawierający metamfetaminę! A po meczu ośmiu piłkarzy niemieckiej drużyny zachorowało na żółtaczkę! Doping, nowe buty i dyskusyjny spalony – czyżby to były powody porażki „złotej jedenastki” w finałowym meczu mistrzostw świata w Bernie?

Węgrzy nie wrócili już do dawnej świetności. Skończyła się wspaniała passa, a wraz z nią skończyła się „Złota jedenastka”. W roku 1956, po węgierskiej rewolucji, większość piłkarzy tej drużyny rozjechała się po świecie. Za to Niemcy, zdobywając swój pierwszy złoty medal, rozpoczęli wielką drogę do kolejnych sukcesów w piłkarskich mistrzostwach świata. Oto jak jeden mecz może zmienić losy piłkarskiego świata.

Walerian M. Janicki

Cykliczne wywiady z olimpijczykami w Radiu dla Ciebie, odc. 5

W czwartek 30 października, z inicjatywy Warszawsko-Mazowieckiej Rady Olimpijskiej, po godz. 17.00, tuż po wiadomościach i bloku reklamowym, w Radiu dla Ciebie, usłyszymy piąty odcinek cyklu wywiadów z olimpijczykami. Gościem Radia dla Ciebie będzie pięściarz, Krzysztof Kosedowski (na zdjęciu). Brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w 1980 r., w wadze piórkowej, srebrny medalista mistrzostw Europy w 1981 r. w wadze piórkowej, a także czterokrotny mistrz Polski.

Co tydzień o tej samej porze, możemy posłuchać pasjonujących rozmów z medalistami Igrzysk Olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Dowiadujemy się o pasjach, sukcesach, porażkach, rywalizacji i przyjaźniach, a także o doświadczeniach jakie na całe życie daje sport wyczynowy. Nie brakuje ciekawostek z wydarzeń dziejących się za kulisami wielkich aren sportowych.

ZAPRASZAMY!

Każdy czwartek, po godz. 17.00, 101,00 MHz, Radio dla Ciebie.

Sportowe cuda, nadzwyczajne sensacje – „Bić Ruskich”

Osiem lat po zakończeniu II wojny światowej w Warszawie wciąż widać było ślady zniszczeń wojennych. Hasło: „Cały naród buduje swoją stolicę” wciąż aktualne. Władze podejmują decyzję, że Warszawa zorganizuje Mistrzostwa Europy w boksie. Jest maj 1953 roku.  Mistrzostwa stają się wielkim wydarzeniem. Atmosferę podnosi sytuacja polityczna. W marcu umiera Stalin, ale dominacja Związku Radzieckiego nie maleje i decyduje o nastrojach. Narasta niezadowolenie i sprzeciw wobec wschodniego sąsiada. I oto sport staje się polem, na którym Polacy mogą pokazać swoją niezależność.

Leszek Drogosz tak opisywał swoje wrażenia z zawodów: „Ruiny zniszczonej Warszawy i ludzie, ich optymizm i radość, gdy wyrywaliśmy. Dopiero wtedy zrozumiałem, czym była wojna. U mnie w Kielcach było kilka zniszczonych domów, a tu widziałem na każdym kroku zgliszcza. Dopiero w Warszawie namacalnie poczułem grozę wojny. Dzień w dzień patrzyliśmy na te ruiny, ocieraliśmy się o nie, idąc z hotelu „Polonia” do Hali Mirowskiej. Szliśmy w otoczeniu kibiców.”

Hala Mirowska, inaczej Hala „Gwardii”, każdego dnia mistrzostw wypełniona po brzegi. W dniu finałów pięć tysięcy ludzi tłoczy się w hali i drugie 5 tysięcy stoi przed halą. Kibice oczekiwali sukcesów. Codziennie pokonywali wraz z polskimi bokserami drogę z hotelu „Polonia” i z powrotem, świętując ich kolejne zwycięstwa.

A zaczęło się z od pojedynku 20-latka Leszka Drogosza z wicemistrzem olimpijskim, Wiktorem Miednowem, wielką sławą radzieckiego boksu. Spotkali się już w pierwszej walce.  Wielkim faworytem był Miednow. Jednak doszło do sensacji. Drogosz okazał się mistrzem uników. Dalej było już tylko lepiej.

Nasi idą przez turniej jak burza. Do finałowych walk awansuje siedmiu naszych bokserów. Rozpoczyna Henryk Kukier, wygrywa z Czechem Majdlochem. Wcześniej w półfinale Kukier wygrał z bokserem radzieckim Bułakowem. W wadzie koguciej dochodzi do pierwszego finałowego pojedynku polsko-radzieckiego. Zenon Stefaniuk pokonuje Stiepanowa. Widownia szaleje. Chociaż na widowni zasiadło wielu dygnitarzy państwowych i partyjnych, to słychać gremialne: „Bij Ruska”.

Następna walka, W ringu nasz weteran Józef Kruża i Aleksandr Zasuchin. Górą Polak. W wadze lekkopółśredniej Leszek Drogosz wygrywa z Irlandczykiem Milliganem pokazując kunszt szermierki na pięści. Już wtedy stał się „czarodziejem ringu”.

Kolejna finałowa walka, to kolejny pojedynek polsko-radziecki. Zygmunt Chychła i Siergiej Szczerbakow. Wspaniała walka, niezwykle wyrównana. Ale stary wyga Chychła nie daje się przechytrzyć. Wygrywa i jest to piąty złoty medal dla Polski. „Bij Ruska” słychać nie tylko w hali, ale i na ulicy.

W dwóch ostatnich pojedynkach, w kategoriach półciężkiej i ciężkiej, Tadeusz Grzelak i Bogdan Węgrzyniak zdobywają medale srebrne. Z medalami brązowymi turniej kończą Zbigniew Pietrzykowski, późniejszy wielki mistrz polskiego boksu i zasłużony, brązowy medalista olimpijski z Helsinek, Aleksy Antkiewicz.

Dziewięć medali na dziesięć możliwych. Stało się coś niesamowitego. Polska wygrywa mistrzostwa. Jesteśmy bokserską potęgą. Kibice szaleją, ulicami Warszawy niosą swoich bohaterów na rękach. W umęczonym wojną mieście dzieje się coś magicznego. Ale wśród działaczy następuje konsternacja. Wielki Związek Radziecki przegrywa. Co zrobić, jak się w tym wszystkim znaleźć? Prasa pisze o sukcesie pięściarzy radzieckich. Tytuły prasowe krzyczą: „Zwycięstwo radzieckiej szkoły boksu”.

Mistrzostwa były wielkim wydarzeniem. Echo tych zawodów niosło się po całej Polsce i Europie. Miliony Polaków słuchało relacji z walk w radio. Trener Feliks Sztamm, zwany „Papą”, zbudował wspaniałą drużynę i dał początek wielkim sukcesom polskiego boksu w kolejnych latach. Mistrzostwa Europy z roku 1953 są do dziś uznawane jako jeden z największych sukcesów polskiego sportu.

Nasi działacze składają protest twierdząc, że Chychła nie wygrał walki ze Szczerbakowem. Na szczęście protest nie zostaje uznany. Na osłodę najlepszym pięściarzem mistrzostw zostaje ogłoszony Władimir Jengibarian, jeden z dwóch radzieckich mistrzów Europy. Choć powszechnie uznano, że ten tytuł należał się jednemu z Polaków, Leszkowi Drogoszowi lub Zygmuntowi Chychle.

Walerian M. Janicki
Na zdjęciach:
Hala Gwardii lata 50. XX w.
Zygmunt Chychła
Papa” Stamm i Leszek Drogosz

Sportowe cuda, nadzwyczajne sensacje

Pod takim tytułem będziemy publikowali cykl artykułów opowiadających o sportowych cudach, sensacyjnych rozstrzygnięciach wywołujących emocje ponad wszelką miarę. Przez dziesięć tygodni, w każdy wtorek, nasi czytelnicy będą mogli przeczytać o wydarzeniach, które elektryzowały sportowy świat. Lubimy sportowe sensacje, bo to one są tym, co w sporcie najciekawsze. Porażki mistrzów, zwycięstwa teoretycznie słabszych. Klęski i sukcesy w walce do ostatnich sekund. Takich rozstrzygnięć w sporcie jest bardzo dużo, ale autor cyklu WALERIAN M. JANICKI, wybrał swoją dziesiątkę. Niesamowitą „dziesiątkę sportowych cudów”. Będzie nam miło, jeśli Czytelnicy zechcą przedstawić swoje propozycje „sportowych cudów”.

Zaczynamy. Odcinek pierwszy „Bić Ruskich”

Redakcja

Cykliczne wywiady z olimpijczykami w Radiu dla Ciebie, odc. 4

W czwartek 23 października, z inicjatywy Warszawsko-Mazowieckiej Rady Olimpijskiej, po godz. 17.00, tuż po wiadomościach i bloku reklamowym, w Radiu dla Ciebie, usłyszymy czwarty odcinek cyklu wywiadów z olimpijczykami. Gościem Radia dla Ciebie będzie Iwona Dzięcioł-Marcinkiewicz (na zdjęciu), łuczniczka. Trzykrotna olimpijka: Atlanta 1996 r., Ateny 2004 r. i Pekin 2008 r. Brązowa medalistka Igrzysk Olimpijskich w Atlancie, w drużynie. Pięciokrotna medalistka mistrzostw Europy: dwukrotna mistrzyni Europy w 2004 r. indywidualnie i w 2008 r. w drużynie; srebrna medalistka drużynowo w 2002 r. i dwukrotnie brązowa medalistka drużynowo w 2004 r. i w 2006 r. Od 1987 r. należała do klubu sportowego Drukarz Warszawa.

Co tydzień o tej samej porze, możemy posłuchać pasjonujących rozmów z medalistami Igrzysk Olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Dowiadujemy się o pasjach, sukcesach, porażkach, rywalizacji i przyjaźniach, a także o doświadczeniach jakie na całe życie daje sport wyczynowy. Nie brakuje ciekawostek z wydarzeń dziejących się za kulisami wielkich aren sportowych.

ZAPRASZAMY!

Każdy czwartek, po godz. 17.00, 101,00 MHz, Radio dla Ciebie
Fot. Wikipedia

Nowoczesna hala sportowa w Warszawie

Warszawa jest jedyną europejską stolicą, która nie ma hali sportowej z prawdziwego zdarzenia. Co prawda znajdujemy jeszcze Vaduz w Liechtensteinie i Andorę, ale to jest całkowicie zrozumiałe.

Warszawa, wielkie europejskie miasto, pozostaje daleko w tyle za innymi stolicami Europy. Bez nowoczesnej sportowej hali, Warszawa wyklucza się z grona kandydatów do organizacji mistrzowskich imprez sportowych.

Na początku XXI wieku ówczesne władze miasta, a dokładnie władze milionowej Gminy Centrum, rozważały pomysł budowy hali sportowej z widownią na 12 tysięcy miejsc. Jednak po zmianie władzy, nowi włodarze stolicy do tego pomysłu już nie wrócili. Kilka lat temu, po długim okresie formalno-prawnych przepychanek, udało się wreszcie stworzyć projekt restauracji obiektów dawnej „Skry”. „Skra” klub z wielkimi tradycjami, pięknie usytuowany w centrum miasta, pomiędzy ulicą Wawelską a Polem Mokotowskim jest znakomitym miejscem do realizowania wielkiego społecznego celu, jakim jest aktywność fizyczna mieszkańców Warszawy!

Projekt „Nowa Skra” to kompleks, który obejmuje modernizację stadionu lekkoatletycznego na 25 tysięcy widzów, budowę nowoczesnej hali sportowej z 6 tysiącami miejsc i rewitalizację otaczających terenów zielonych. Już od kilku miesięcy funkcjonuje boczne, treningowe boisko lekkoatletyczne i boisko do rugby. Powstały ścieżki spacerowe z oczkami wodnymi. Rodzi się wymarzone miejsce do rekreacji sportowej. Stan aktualny wybranych terenów „Skry” prezentują załączone zdjęcia.

Warszawsko-Mazowiecka Rada Olimpijska zgłosiła władzom stolicy projekt  pn. „Aleja Sław Olimpijskich”, usytuowanej właśnie na terenie „Nowej Skry”. Będzie to znakomita lekcja historii sportu, a także unikalna atrakcja turystyczna. W parkowych alejkach znajdą się symbole 136 medalistów olimpijskich, wywodzących się z warszawskich i mazowieckich klubów. Projekt jest w przygotowaniu. Wszystko to spowoduje, że „Nowa Skra” ze  wszystkimi swoimi zaplanowanymi funkcjami będzie miejscem wyjątkowym.

Tymczasem, w poniedziałek 13 października br., odbyło się spotkanie mieszkańców okolicznych osiedli i radnych z władzami miasta. Mieszkańcy przyszli do sali gimnastycznej pobliskiej szkoły, aby zaprotestować przeciwko budowie hali sportowej na „Skrze”.  Mieszkańcy ulic położonych w pobliżu „Skry”, Wawelskiej, Uniwersyteckiej i kilku innych w swoim proteście wyrażają obawy przed zbyt wielkim hałasem wynikającym z tego, że hala będzie – ich zdaniem – także miejscem koncertów muzycznych i innych imprez masowych. – Budujcie halę sportową, ale w innym miejscu, nie u nas!!!

Zadziwiło nas to! Czy to aby nie typowa dla nas Polaków przywara? „Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna”– mówił dziennikarz w „Weselu” Wyspiańskiego. Czy to dobry komentarz do głosów mieszkańców ulicy Wawelskiej i Uniwersyteckiej? Coś w tym jest.

„Żadnej hali” – krzyczeli mieszkańcy, kiedy przedstawiciele władz stolicy przytaczali kolejne dane z badań, obalające tezy protestujących. Hałas? Większy hałas wytwarza ulica Wawelska, która przecież oddziela tereny „Skry” od osiedla. Tym bardziej, że hala będzie usytuowana daleko od ulicy. Protestujący używali innych często wyimaginowanych tez, że kibice zablokują ulice, zniszczą park i całą okolicę, zajmą parkingi. Wszystkie te obawy, fachowo i kompetentnie wyjaśniła Renata Kaznowska, wiceprezydentka Warszawy. Nie zrozumieli. „Żadnej hali” – brzmiało i grzmiało wśród zgromadzonych ludzi. Emocje, emocje, emocje!

Oto jak może rozbudzić złe emocje sześciotysięczna hala sportowa. Wszystkie większe miasta w Polsce takie hale mają. Nawet nie takie same, a często większe! W Krakowie „Tauron Arena” ma 15 tysięcy miejsc, w Łodzi „Atlas Arena” posiada 10500 miejsc, Katowicki „Spodek” 11 tysięcy, „Ergo Arena” w Gdańsku także 11 tysięcy, „Hala Stulecia” we Wrocławiu może pomieścić 10 tysięcy widzów, „Arena Gliwice” z widownią na 14 tysięcy miejsc.  Hale na 6 tysięcy widzów mają Bydgoszcz, Szczecin, Radom i wiele innych polskich miast. O co więc tyle krzyku!?

Warszawska hala na „Skrze” będzie halą niewielką ale wystarczającą, aby organizować w niej ważne wydarzenia sportowe. W tej hali będą mogli grać koszykarze „Legii” i siatkarze „Projektu”. Rozumiemy, że hala „Skry” nie będzie halą „Legii”. To będzie hala miejska, ale w której koszykarze „Legii” będą mogli grać swoje mecze!!!

A kibice siatkówki i koszykówki to ludzie niespotykanie spokojni! Rodzice zabiorą swoje  dzieci, aby zobaczyli sport na żywo. Jesteśmy pewni, że przy hali „Skry” powstaną szkółki koszykówki i siatkówki dla najmłodszych. Mieszkańcy najbliższych ulic: Wawelskiej, Uniwersyteckiej i innych będą mogli przyprowadzić swoje dzieci na pierwsze treningi. Może być fajnie i sportowo!

I finał…

W czwartek 15 października 2025 r. Rada Warszawy na swojej sesji przyjęła poprawkę do budżetu i przeznaczyła 200 mln zł na budowę nowoczesnej hali. Brawo!!!  Rada przeznaczyła także kolejne środki na modernizację obiektów warszawskiej „Polonii”. Brawo!!!

Prezydent Rafał Trzaskowski powiedział, że to moment przełomowy dla warszawskiego sportu.  Świetnie. Wracamy na dobrą drogę. Ale czekamy na modernizację kolejnych sportowych obiektów: „Warszawianka”, „Spójnia”, „Drukarz”, „Olimpia”…..

Walerian M. Janicki

90 lat Kujawsko-Pomorskiej Rady Olimpijskiej

Kujawsko-Pomorska Rada Olimpijska jest najstarszą w Polsce. Utworzona została ponad 90. lat temu. 17 czerwca 1935 roku powstał Regionalny Pomorski Komitet Olimpijski z siedzibą w Bydgoszczy. Komitet, zgodnie ze swoimi zadaniami, zajmował się w szczególności: propagowaniem idei olimpijskiej, zbiórką pieniędzy na fundusz olimpijski oraz opieką moralną nad członkami drużyny olimpijskiej.

Założycielem i pierwszym prezesem był generał brygady Wiktor Thommée.

Uroczyste obchody 90-lecia zaplanowane zostały na 17 listopada 2025 r. w Sali Sesyjnej bydgoskiego ratusza.

Koleżankom i kolegom z Kujawsko-Pomorskiej Rady Olimpijskiej składamy serdeczne jubileuszowe gratulacje i życzenia nieustannych sukcesów.

Warszawsko-Mazowiecka Rada Olimpijska