„Fotografia, to cytat z rzeczywistości”
Z Leszkiem Fidusiewiczem, fotografem sportowym 100-lecia, rozmawia Jan Wieteska.
Leszek Fidusiewicz, znakomity fotograf sportowy. W młodości uprawiał lekką atletykę. Był czołowym dziesięcioboistą w Polsce. Członek kadry narodowej. Już w trakcie kariery sportowej zafascynował się fotografią sportową. Fotografia stała się jego życiową pasją. Fotografował wszystkich najlepszych polskich sportowców. Każde jego zdjęcie ma swoją historię! Klub Dziennikarzy Sportowych uznał go za Sportowego Fotoreportera Stulecia. Jego album „Leszek Fidusiewicz i przyjaciele” jest unikalnym zbiorem fotografii sportowych i malarskich interpretacji.
W kilka dni po otwarciu wystawy zdjęć Leszka Fidusiewicza w gmachu Polskiego Komitetu Olimpijskiego, spotkaliśmy się by porozmawiać o wystawie, o fotografii i malarstwie, o sporcie, o ludziach sportu, o przyjaciołach.
Jan Wieteska – Leszku, na wystawie oglądamy unikalny sposób prezentacji zdjęć. Twoje zdjęcia są powiązane z pracą malarską lub graficzną. To niespotykana forma interpretacji tego, co pokazuje fotografia. Emocje, które są uchwycone na zdjęciu i emocje, które czuje artysta malarz, przeniesione na obraz!
Leszek Fidusiewicz – Tak. Mogłem zrobić prostą wystawę. Powiesić same zdjęcia w jakieś oprawie, zaprosić ludzi. Być może byłoby fajnie. Ale chciałem zaprezentować siebie jako twórcę w bardziej spektakularny sposób. Może bardziej sugestywny, bardziej oryginalny. A miałem to szczęście, że fotografowałem wielkie gwiazdy polskiego sportu: Irenkę Szewińską, Grażynkę Rabsztyn, Tereskę Sukniewicz. Zaprosiłem grono artystów-malarzy, aby zechcieli wybrać jedno moje zdjęcie i zinterpretować je obrazem.
– Tak powstała unikalna forma wystawy. Twoje „Inspiracje” pokazujesz nie pierwszy raz. Ale o tym nieco później. Mówmy o obecnej wystawie. Swoją opowieść zacząłeś od trójki wybitnych polskich sportowców, dziś znanych na całym świecie. To Robert Lewandowski, Iga Świątek i Pia Skrzyszowska.
– Zależało mi na tym, żeby tu znaleźli się najlepsi dziś polscy sportowcy. Pia jest moją ulubioną zawodniczką. Nie mogło jej zdjęcia zabraknąć na wystawie. Wierzę, że przyjdzie taki czas, że będzie biła rekordy i zdobywała medale.
– Oglądamy dynamiczne zdjęcie Skrzyszowskiej i ilustrację Anny Mierzejewskiej.
– Tak, z tym wiąże się ciekawa historia. Pewnego razu byłem, wraz z Andrzejem Personem, zaproszony do Włodzimierza Puzio. Włodzimierz to znakomity trener, wcześniej był 400-metrowcem, był także tancerzem, malarzem i pianistą. Mieszkanie na Starym Mieście, stoimy na klatce schodowej i przez 45 minut słuchamy koncertu fortepianowego w wykonaniu gospodarza. Gdy wreszcie zostaliśmy wpuszczeni do środka urzekło nas jego malarstwo. Obrazy pięknych dziewczyn… Pytamy dlaczego nie ma na jego obrazach sportu. A Włodzimierz na to: „Czy widzieliście namalowanego płotkarza, to przecież pokraka. Ty, Leszku lepiej zrobisz to swoją fotografią”. To był jeden z największych dla mnie komplementów. Opowiedziałem tę historyjkę Ance Mierzejewskiej i ona namalowała, czy narysowała swoją interpretację zdjęcia Pii. Oto jakaś postać, przeciwniczka Pii skacze, nieudolnie skacze przez płotek w przedziwnej pozie, brzydkiej pozie.
– Trochę jak ten pokraka o którym mówił Puzio.
– Tak, właśnie tak. Ania Mierzejewska ujęła to po swojemu.
– Zagadkowa grafika i ładna, związana z nią opowieść. Już namawiam Cię do kolejnej. Zdjęcie Igi Świątek. Moment zatrzymanego ruchu rakiety po uderzeniu piłki. Rakieta gdzieś daleko za głową Igi. Obraz Jampolskiego oddaje inny nastrój.
– Z obrazu Leszka Jampolskiego bije dostojność, pewność siebie, wzniosłość… Zaprosiłem Leszka do udziału w moim zamierzeniu, bo to wybitny twórca. Jego wystawę „Arsenał” obejrzało 100 tysięcy ludzi. Gdy go zapraszałem powiedział, że nie interesuje się sportem, natomiast ona, Iga, jest fantastyczna. To, co ona robi, to nie jest tenis, to jest sztuka! Dlatego Leszek przyjął zaproszenie i pokazał Igę jako artystkę. W internecie zdjęcie zyskało komentarz: „hiszpańskiego flamenco”.
Gdy ostatnio słyszeliśmy o kłopotach Igi, z niedozwolonym środkiem, to skojarzyłem to ze swoim 10-bojem. Gdy po pierwszym świetnym dniu, następuje nieprzespana noc i w konsekwencji klapa w startach drugiego dnia. Na igrzyskach w Monachium mieliśmy silną ekipę naszych 10-boistów, w tym Ryśka Skowronka, który prowadził po pierwszym dniu. Drugiego dnia, w pierwszej konkurencji, biegu przez płotki, Rysiek się przewrócił i skończyły się marzenia o medalu. W sporcie bywają trudne chwile, Iga też je może mieć.
– Leszku, mówimy o tym, że sport ma swoje ułomności, trudne chwile, sprawia ból, cierpienie, że czasami sportowiec pozostanie z tym sam. Na wystawie jest zdjęcie hokeisty, może bramkarza, który cierpi, leży na tafli i zwija się z bólu. To ta zła strona sportu?
– Żeby to wyjaśnić muszę opowiedzieć pewną historię. Otóż my, 10-cioboiści, mieliśmy przy basenie „Legii”, w budyneczku przychodni lekarskiej, małą „siłowienkę”. Za oknem widać plażowiczów, ładne dziewczyny wokół basenu, a my „zasuwamy” ciężary. Jednego dnia przyszedł do nas gimnastyk, szczuplak i prosi nas, żebyśmy mu pozwolili zmierzyć się z ciężarem. Na sztandze 110 kilogramów. Początkowo śmiejemy się z niego, ale on nie ustępuje. W końcu zgadzamy się. Chłopak podnosi sztangę jedenaście razy! 110 kg! To był Rysiek Lenar. Nabrałem szacunku do gimnastyków.
– Ale miało być o hokeju.
– To się wiąże z hokejem. Na igrzyskach w Nagano, w reprezentacji Kanady grał słynny Wayne Gretzky. Wydawało się, że na tafli był nietykalny, być może była jakaś cicha umowa, że Gretzky’ego nie faulujemy? Natomiast ten bezimienny zawodnik nie miał takiej ochrony. On przyjmował każdy cios, każdy atak. Zdjęcie pokazuje jego ból niemal po nokaucie. Skojarzyłem to z „moralnym nokautem”, który dał nam Rysiek Lenar wtedy, w naszej siłowni. Poczułem się jak ten hokeista wijący się z bólu.. Opowiedziałem tę historię Ryśkowi i on namalował obraz. A na nim my, przyciśnięci ciężarami czujemy się mniej więcej tak, jak ten leżący na lodzie hokeista.
– To piękna, wzruszająca historia, może być tematem osobnego opowiadania. Ale przejdźmy do kolejnej fotografii. Jak się robi zdjęcie amazonki bez głowy?
– Czarny toczek, czarna marynarka, schylona głowa i tylko kucyk wystający ponad sylwetkę. I oto mamy amazonkę bez głowy, zdecydował moment. Interpretacji tego zdjęcia dokonała Agnieszka Pietrzykowska. Jak do tego doszło? Otóż w szkole im. Szewińskiej w Łomiankach, pojawiła się płaskorzeźba biegaczki. Miała to być Irena. Płaskorzeźba była koszmarna. Ogromna fala krytyki doprowadziła do usunięcia tego pseudo dzieła. Wtedy zwrócono się do Agnieszki Pietrzykowskiej, aby w miejsce rzeźby namalowała obraz naścienny. Praca Agnieszki zachwyciła. I wtedy przyszło mi do głowy, aby Agnieszce zaproponować interpretację jednego z moich zdjęć. Agnieszka wybrała amazonkę. Na swoim obrazie stworzyła fajną opowieść. Jak tracisz głowę, niekoniecznie na koniu, ale także z powodu różnych, życiowych komplikacji to intuicyjnie myślisz sercem.
– To ładne przesłanie.
– To zdjęcie przedstawia zawodniczkę pięcioboju nowoczesnego z igrzysk olimpijskich w Atenach. Przypomniała mi się historia z mistrzostw świata w tej dyscyplinie, rozgrywanych w Drzonkowie, w roku 1976. Oto zawodnik z Egiptu strąca na parkurze wszystkie przeszkody. Egipcjanie protestują, składają protest. Za chwilę Janusz Peciak jedzie na tym samym koniu i przejeżdża parkur na czysto. Egipcjanie protest wycofują. Tym razem wygrał sport.
– Kolejna piękna „kartka” z historii polskiego sportu. Twoje fotografie dają impuls do opowiadań o sporcie, o ciekawych, często zagubionych zdarzeniach. Sięgnijmy do jeszcze jednego zdjęcia. Małysz całujący narty, może śnieg?
– To jest zdjęcie Małysza po walce z jego wielkim rywalem Svenem Hannawaldem w Zakopanem. Wykonuje zwycięski skok i dziękuje za to. Duma i pokora zarazem. Katarzyna Kmita zafascynowała się kolorystyką kostiumów sportowców, narciarzy, także kolarzy. Każdy centymetr ubioru jest wykorzystywany. Przypominało jej to wyroby z Cepelii. Stworzyła obraz niezwykle barwny z bardzo ciekawą wycinanką. W ten sposób chciała oddać kolorystykę ubiorów sportowych. Ale wśród kolorów zachowała tę niezwykłą postać sportowca. To on w końcu jest tu bohaterem.
– Leszku, opowiadasz o swoich zdjęciach i zdarzeniach i inspiracjach związanych z nimi. Teraz chcę Cię sprowokować do pewnego wyboru. Fotografia czy malarstwo, co jest „wyższą szkołą jazdy”?
– To są rzeczy niezależne. Fotografia na początku służyła jako notes, jako brulion. Wtedy malarstwo było realistyczne. Fotografia jednak z czasem odebrała malarstwu ten kierunek. To fotografia rejestrowała rzeczywistość, realizm a malarstwo stawało się symbolem, abstrakcją. Bardzo lubię malarstwo, można powiedzieć, że malarstwo jest pewnym uproszczeniem, streszczeniem realizmu fotografii.
– Twoja wystawa jest tego dowodem. Na igrzyskach w Moskwie otrzymałeś nagrodę za zestaw zdjęć sportowych. Jak myślisz, czy warto byłoby wrócić do nagradzania sztuki medalami igrzysk olimpijskich? Mamy w tej dziedzinie sukcesy. Turski, Wierzyński, Parandowski.
– Polacy są twórczym narodem. Poprzez wymianę kultur mamy różnorodność, która nas wzbogaca. Dziś sztuka może być czasami niezrozumiała, ale taka właśnie rodzi rozwój. Niewątpliwie byłoby ciekawie, gdyby różne dziedziny sztuki wróciły na igrzyska olimpijskie. Może swoją fotografią dałem jakiś impuls, zaczyn do takiego celu?
– Dostałeś nagrodę Klubu Dziennikarzy Sportowych. Klub przyznał Ci tytuł „Sportowego Fotoreportera Stulecia”. To dowód twojego kunsztu.
– Mam powód do dumy. Znalazłem się w gronie wyróżnionych, obok Bohdana Tomaszewskiego, Bogdana Tuszyńskiego, Tadeusza Olszańskiego i Włodzimierza Szaranowicza.
– Wymieniłeś tuzy polskiego dziennikarstwa sportowego. Oni budowali najwyższą klasę polskiego dziennikarstwa sportowego. Ale jeszcze zdanie o wystawie. Znalazło się na niej 18 prac. To świadomy wybór?
– Tak. Chciałem, aby obok byłych mistrzów pokazać aktualnie najlepszych polskich sportowców, wcześniej nieprezentowanych. Na pierwszej wystawie, która była na otwarcie Centrum Olimpijskiego w Warszawie były 44 prezentacje. Ta kolekcja rozszerzała się z latami i w albumie znalazło się 70 par.
– Czarujesz tym zestawem zdjęć. W każdym z nich jest trochę Ciebie samego. Posłuchaj pewnego cytatu: „Indianie wierzyli, że fotografia zabiera część duszy fotografowanego. Ja wierzę, że zabiera też część duszy fotografa”. To słowa bohatera filmu „Minamata”, legendarnego amerykańskiego fotografa Eugene Smitha. Podzielasz ten pogląd?
– Eugene Smith to wspaniały, światowej sławy fotoreporter, mój ulubiony. Oczywiście, że tak jest. Każdy z nas oddaje trochę siebie w swojej fotografii. Poprzez swoją wrażliwość, intuicję, czucie interpretuje zdarzenie, które fotografuje. Pracując na wielkiej imprezie sportowej muszę mieć wyczucie spodziewanego zdarzenia, muszę wczuć się w sytuację, żeby zrobić zdjęcie w najważniejszym momencie. To jest to, co Eugene mógł mieć na myśli. W tym właśnie jest trochę naszej duszy.
– Może jest tak, że i Indianie, i Eugene Smith mieli rację. Okazuje się, że fotografia to dzieło skomplikowane.
– Masz rację, patrzymy na fotografię i zawsze znajdujemy w niej coś nowego.
– Inny słynny amerykański fotograf Eliott Erwitt powiedział, że fotografia jest sztuką obserwacji, ale dalej odkrył, że „nie jest zbyt istotne co widać, istotne jest to, co potrafisz z tym zrobić.” Więc nie wystarczy nacisnąć spust aparatu….
– To jest właśnie sens mojej twórczości fotograficznej. Uważam, że to co jest na negatywie, to dopiero materiał wyjściowy do stworzenia dzieła. Patrzę na negatyw i rozpoczynam myślenie, twórcze myślenie. Wtedy powstaje dzieło. I kolejny etap, to moje zdjęcia, które znalazły się na wystawie. One były inspiracją do stworzenia czegoś zupełnie innego. Kolejnej wizualizacji fotografii. Te obrazy nie są kalką, to osobne dzieła stworzone na podstawie fotografii. Obraz dzisiaj znaczy więcej niż słowo.
– Ostatnie, ale trudne pytanie. Wymień jedno swoje zdjęcie. Zdjęcie-symbol, zdjęcie, które uważasz za naj… Masz 10 sekund!
– To ja ci powiem tak. Takich zdjęć jest 60 na 60-lecie mojej pracy fotografa.
– Tego się spodziewałem. 60 zdjęć i 60 pięknych sportowych historii. Leszku, masz dar inspirowania sportowców do odkrywania w sobie nowej profesji w dziedzinie sztuki, malarstwa, grafiki.
– W albumie jest 17 polskich sportowców, którzy wykonali takie prace, Cieszę się, że tak się dzieje.
– Oczekujemy, że będziesz to kontynuował. Chcemy oglądać Twoje nowe zdjęcia i być może, nowe ilustracje kolejnych polskich sportowców. Dziękuję Ci za rozmowę. To było niezwykle miłe przeżycie.










