Sportowe kluby Warszawy: MARYMONT cz. III

 W cyklu pod tym tytułem prezentujemy warszawskie kluby sportowe. Kluby duże z wieloma sekcjami i dyscyplinami i te małe skoncentrowane na jednej dyscyplinie, te z dorobkiem kilku pokoleń i te całkiem nowe na warszawskiej mapie sportowej. Dziś część III, historia sekcji łuczniczej klubu „Marymont”, materiał  przygotowany przez Maję Stryjecką-Rejmer (wiceprezes Stowarzyszenia) i Adama Pazdykę, z którym rozmowa jest podsumowaniem działalności klubu.

 

 

Od sekcji łuczniczej RKS „Marymont” do Stowarzyszenia „Łuczniczy Marymont”

 

Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku, w wyniku połączenia RKS „Marymont” z KS „Syrena” Warszawa powstaje na Marymoncie sekcja łucznicza, dodatkowo zasilona w roku 1973 połączeniem z KS „Łączność” Warszawa. Od początku jest to silna sekcja, której zawodniczki i zawodnicy wielokrotnie zdobywają medale mistrzostw Polski.

 

W tym czasie w RKS „Marymont” trenuje i zdobywa medale Irena Szydłowska, późniejsza srebrna medalistka IO w Monachium (1972 r.) już w barwach KS „Drukarz”. Gwiazdą sekcji łuczniczej jest Maria Mączyńska, obecna w Marymoncie w latach 1971-1979. To mistrzyni świata indywidualna i zespołowa z Amersfoort w 1967 roku oraz olimpijka z Monachium. W barwach „Marymontu” wielokrotnie zdobywała medale mistrzostw świata, Europy oraz biła rekordy świata i Europy.

Zawodnikiem „Marymontu” w latach 1971-83, był Tomasz Leżański, również olimpijczyk z Monachium. Tomasz Leżański w latach późniejszych kontynuował karierę sportową już jako łucznik niepełnosprawny w barwach KSN Start Warszawa, reprezentując wielokrotnie Polskę podczas Igrzysk Paraolimpijskich. Srebrny medalista Igrzysk Paraolimpijskich Atlanta 1996 oraz Ateny 2004, wielokrotny medalista MŚ i ME.

 

Szkoleniowcami w „Marymoncie” byli wybitni trenerzy: Mieczysław Nowakowski, Michał Januszewski, Grażyna Pękalska oraz Adam Pazdyka, który w roku 1981 rozpoczyna pracę trenerską w klubie, by wkrótce zostać trenerem głównym sekcji łuczniczej. Pod jego okiem sekcja rozwija się prężnie osiągając niezliczone sukcesy na arenie krajowej oraz liczne poza granicami kraju. Międzynarodowe sukcesy to przede wszystkim starty olimpijskie Jacka Gilewskiego i Sławomira Napłoszka w IO Barcelonie (1992  r.) oraz Grzegorza Targońskiego w Sydney (2000 r.).

 

W 1996 roku podczas, Mistrzostw Świata Juniorów w San Diego, Marta Podkopiak zdobywa brązowe medale indywidualnie i zespołowo, a Grzegorz Targoński srebrny w zespole. Kolejny międzynarodowy sukces juniorski ma miejsce podczas Mistrzostw Świata w Ogden w 2009 roku, kiedy to Anna Grzelak zdobywa medal brązowy w zespole.

 

Od początku lat dziewięćdziesiątych, w wyniku transformacji ustrojowej, zaczynają nawarstwiać się kłopoty finansowe klubu. W związku z trudną sytuacją, w 2010 roku powstaje pomysł zawiązania stowarzyszenia, którego rolą ma być wspomaganie finansowe szkolenia w sekcji łuczniczej. Członkami założycielami stowarzyszenia zostają zawodnicy sekcji łuczniczej: Mariusz Wróblewski, Maja Stryjecka-Rejmer, Joanna Austyn-Gawryś, Dariusz Gawryś, Norbert Słowik, Karolina Ferdyn, Grzegorz Bilecki, Agnieszka Bilecka oraz Adam Pazdyka. W ostatnich dniach roku rejestrują stowarzyszenie, które już rok później odegra ważną rolę. Prezesem, do dziś wybieranym co kadencję na to stanowisko, jest Mariusz Wróblewski, a wiceprezesem Maja Stryjecka-Rejmer.

 

W 2011 roku w wyniku finansowej i organizacyjnej zapaści klubu, sekcja łucznicza, podobnie jak inne sekcje, na mocy porozumienia opuszcza w całości RKS „Marymont”. Łucznicy zmuszeni są do przystąpienia, do nowopowstałego UKS „Marymont”, który okazał się całkowicie niewydolny organizacyjnie. Po krótkim i dramatycznie zakończonym epizodzie  współpracy rezygnują z członkostwa i przechodzą pod barwy Stowarzyszenia „Łuczniczy Marymont”. W wyniku konieczności natychmiastowej kontynuacji szkolenia, stowarzyszenie staje się z dnia na dzień sportowym klubem łuczniczym.

 

Zawodnicy i trener Adam Pazdyka, stanowią zżyty, ambitny zespół i mimo ogromnych początkowych trudności finansowych kontynuują sportowe kariery, które szybko owocują  kolejnymi sukcesami. W 2013 roku Kacper Sierakowski, zostaje indywidualnym wicemistrzem świata juniorów w Wuxi, Chiny. W roku 2015 Sławomir Naploszek zajmuje 4. miejsce w I Igrzyskach Europejskich w Baku. W II Igrzyskach Europejskich w Mińsku, w 2019 roku startuje Kacper Sierakowski. W 2021 roku Kacper Sierakowski zdobywa w mikście brązowy medal Mistrzostw Europy w Antalyi. W tymże roku Sławomir Napłoszek, po raz drugi w karierze, uzyskuje kwalifikację olimpijską i startuje w IO w Tokio. Rok 2023, to sukces dwóch marymonckich zawodniczek – Aleksandry Ozdoby i Barbary Grzybek, które w zespole zdobywają medal brązowy, podczas Mistrzostw Świata Juniorów w Limerick. Ponadto w tym roku dwóch naszych zawodników, Kacper Sierakowski i Sławomir Napłoszek startuje w III Igrzyskach Europejskich w Krakowie.

 

Stowarzyszenie „Łuczniczy Marymont” jest też organizatorem jednej z największych imprez łuczniczych w kraju, Międzynarodowego Memoriału Mieczysława Nowakowskiego. Mieczysław Nowakowski był wybitnym trenerem i niezwykle lubianym wychowawcą. Trenował między innymi Marię Mączyńską i Tomasza Leżańskiego. Miał rękę i oko do ludzi. Wprowadził do techniki łuczniczej wiele udoskonaleń, a do sprzętu łuczniczego kilka konstrukcyjnych nowości, podnosząc wyniki na dużo wyższy poziom. Memoriał organizowany jest cyklicznie od 20 lat. Uczestniczy w nim co roku ponad 200 zawodniczek i zawodniczek w łukach olimpijskich, bloczkowych i barebow. Organizatorzy starają się, aby impreza stała na najwyższym poziomie organizacyjnym. Przygotowują ją własnymi siłami i rękami. W zeszłym roku impreza została nagrodzona w kategorii „Sportowa Impreza Roku” podczas organizowanej przez Urząd Dzielnicy Żoliborz Gali Sportu Klubowego.

 

Kilka informacji na temat łuczniczych Mistrzów Polski z Marymontu:

 

Wygrywając w 2024 roku mistrzostwa Polski, zawodnik Marymontu Antoni Powała, został dziewiątym Mistrzem Polski seniorów z warszawskiego Żoliborza. Zdobytych indywidualnych mistrzowskich tytułów było znacznie więcej, bo niektórzy zawodnicy zdobywali je kilkukrotnie. Sztuki tej dokonali: Bogdan Mączyński (1962, 1966, 1968, 1969), Stefan Kurzawiński (1965), Zbigniew Ścibor (1981), Michał Szymczak (1982), Sławomir Napłoszek (1994, 2016, 2017), Grzegorz Targoński (1997), Kacper Sierakowski (2014), Piotr Starzycki (2021, 2023), Antoni Powała (2024).

 

Zespół Marymontu został w 2024 roku Zespołowym Mistrzem Polski seniorów wśród mężczyzn po raz 16. (konkurencja rozgrywana od 1987 roku), co stanowi rekord wśród polskich klubów. Zespół pań stawał na najwyższym stopniu podium na imprezie tej rangi siedem razy. Mikst zwyciężał dwa razy, w historii konkurencji rozgrywanej od 2010 roku.

 

Spektakularnym sukcesem mogą pochwalić się nasi zawodnicy, którzy dwukrotnie przywieźli cztery na pięć możliwych do zdobycia złotych medali z mistrzostw Polski. Po raz pierwszy zdarzyło się to w roku 2014, kiedy to w Boguchwale zwyciężyliśmy indywidualnie wśród mężczyzn, zespołowo w kobietach i mężczyznach oraz w mikście. Mistrzem Polski w 2014 roku został Kacper Sierakowski. Mistrzowski mikst to Paulina Tyszko i Sławomir Naploszek. Złoty zespół męski w składzie: Kacper Sierakowski, Sławomir Napłoszek i Roman Pękalski. Mistrzyniami w zespole zostały wtedy: Paulina Tyszko, Anna Grzelak, Maja Stryjecka – Rejmer oraz Ewa Sobieraj. Można jeszcze dodać, że z Boguchwały przywieźliśmy dodatkowo srebro w mikście – Maja Stryjecka-Rejmer i Roman Pękalski oraz brąz indywidualnie – Sławomir Napłoszek.

 

Ten sukces został powtórzony dziesięć lat później w 2024 roku, w Żywcu. Mistrzem Polski został Antoni Powała, zespołowymi mistrzami panowie: Kacper Sierakowski, Antoni Powała, Piotr Starzycki. Wśród kobiet zwyciężył zespół w składzie: Aleksandra Ozdoba, Magdalena Zając, Kamila Napłoszek, Zuzanna Napłoszek. Złoty mikst to Aleksandra Ozdoba oraz Piotr Starzycki. Dodatkowo Kamila Naploszek i Kacper Sierakowski zdobyli w konkurencji mikst brązowy medal.

 

Stowarzyszenie „Łuczniczy Marymont” pozostaje jedynym klubem, któremu udało się dokonać takiej sztuki.

 

Opracowanie: Maja Stryjecką-Rejmer (wiceprezes Stowarzyszenia) i Adam Pazdyka

NASZ KLUB, NASZE PASJE

Rozmowa z Adamem Pazdyka trenerem i organizatorem szkolenia sportowego:

 

Adam Pazdyka, absolwent warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Zawodnik RKS „Marymont” w latach 1970-1981. Od roku 1981 trener łucznictwa w RKS „Marymont” do końca działalności klubu. W latach 1995-2000 pracował równocześnie w Miejskim Ludowym Klubie Sportowym jako główny trener sekcji łuczniczej. Od roku 2011 trener Stowarzyszenia „Łuczniczy Marymont”. Jako trener kadry i kierownik wyszkolenia Polskiego Związku Łuczniczego brał udział w przygotowaniach reprezentacji Polski do Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie (1992), Atlancie (1996), Sydney (2000) oraz w przygotowaniach kadry narodowej osób niepełnosprawnych do Igrzysk Paraolimpijskich w Atlancie, Sydney i Atenach (2004). Trener Katarzyny Klaty, która pod jego okiem zdobyła w zespole brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Atlancie oraz Kacpra Sierakowskiego wicemistrza świata juniorów Wuxi 2013. Spod jego ręki wyszło wielu olimpijczyków, paraolimpijczyków, mistrzów i wicemistrzów świata, Europy i Polski.

 

– Od kiedy rozpoczęła się pana przygoda z łucznictwem?

– Do łucznictwa trafiłem przez przypadek w roku 1970. Jako chłopiec zafascynowany piłką nożną wdzierałem się na teren RKS „Marymont”, żeby pograć z kolegami na najlepszej w okolicy murawie, która znajdowała się gdzie? Na torach łuczniczych! Często przeganiano nas stamtąd. Pewnego razu jeden z trenerów, Andrzej Podstolski, zgarnął nas i dał nam łuki. Przychodziliśmy tam sobie postrzelać, ale nie wszystkim się to spodobało. Po kilku tygodniach  z całej piłkarskiej drużyny w łucznictwie zostałem tylko ja. Jestem właścicielem jedynego w Warszawie sklepu ze sprzętem łuczniczym. Mam ogromną satysfakcję, że dzięki temu sklepowi do łucznictwa trafiły rzesze amatorów i wyczynowców. Niektórzy moi klienci stali się moimi serdecznymi przyjaciółmi.

 

100 lat funkcjonowania Klubu „Marymont” już za nami, co z tego okresu należałoby zapamiętać na zawsze, jakich sportowców, jakie dyscypliny sportu, jakie działania, które budowały pozycję „Marymontu” w sporcie warszawskim i ogólnopolskim?

– Jestem Żoliborzaninem od urodzenia. Mój dom rodzinny stoi niedaleko klubu. Deptałem marymoncką trawę od dziecka, najpierw jako zawodnik, później jako trener. Tu się wychowałem, tu zdobywałem medale, tu podziwiałem wspaniałych sportowców i trenerów. Sukcesów do zapamiętania jest wiele. Także wielu zawodników i zawodniczek przewinęło się przez RKS „Marymont”. To był duży wielosekcyjny klub z ogromnymi sukcesami. Nie do zapomnienia są spektakularne sukcesy medalowe z Igrzysk Olimpijskich, mistrzostw świata i Europy szermierzy: Witolda Woydy, Lecha Koziejowskiego, Ryszarda Parulskiego, Adama Kalińskiego, Janusza Olecha, Wojciecha Zabłockiego, łyżwiarki szybkiej Erwiny Ryś-Ferens. Dumą klubu byli też świetni łucznicy i łuczniczki, których mogłem obserwować, wśród nich nasza gwiazda Maria Mączyńska, fenomenalna technicznie i mentalnie. Mistrzyni świata indywidualna i zespołowa, rekordzistka świata, wielokrotna medalistka mistrzostw świata, niezwykle ujmująca, pogodna osoba. Jej technika oraz praca trenera Nowakowskiego były dla mnie życiową inspiracją. Jolanta Brzezińska rekordzistka

świata z 1971 r. na dystansie 60 m., która była też wielokrotną medalistką mistrzostw Polski. Reprezentowała Polskę na mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. Tomek Leżański, prawdziwy pasjonat, z którym przez pewien czas pracowałem jako trener. To olimpijczyk, podwójny medalista Igrzysk Paraolimpijskich, a jego sześćdziesięcioletnia kariera sportowa jest najdłuższą karierą w polskim, a może i światowym łucznictwie. Były też rzesze młodych ludzi przewijające się przez boisko piłkarskie, w tym również ja jako dzieciaki wszystkie sekcje, których było tu tak dużo. W tych sekcjach trenowali i wychowywali się młodzi ludzie, otwierały się tu dla nich drzwi czasem do wielkiego świata, a czasem też do dobrego, zwykłego, poukładanego życia. Wspominam też pracę wielu trenerów prawdziwie zaangażowanych w to co robią. Tu się działo ogromnie wiele! RKS był dużą, sportową społecznością.

 

– Rozpoczął pan współpracę z Klubem „Marymont” w latach 70-tych. Sportowe pasje przeniosły się na kompetencje zawodowe w łucznictwie. Po ukończeniu warszawskiego AWF został pan trenerem, szkolił wielu wspaniałych łuczników, którzy odnosili wiele sukcesów. Wielu z nich wystąpiło w olimpijskiej rywalizacji, jak pan ocenia te sukcesy po latach?

– Sukces od razu staje się historią. Już następnego dnia trzeba działać dalej, ale oczywiście sukcesami trzeba też umieć się cieszyć. Wychowałem kilku marymonckich olimpijczyków: Jacka Gilewskiego i Sławomira Napłoszka, (Barcelona 1992 r.) oraz Grzegorza Targońskiego (Sydney 2000 r.). Medal olimpijski to jednak wielkie, nie zawsze spełniane marzenie i zawodnika, i trenera. Mam na koncie taki medal mojej zawodniczki, Katarzyny Klaty, który zdobyła w Atlancie w zespole w 1996 roku. Pracowałem jednak wtedy równolegle w jej macierzystym, podwarszawskim klubie LKS Mazowsze Teresin. Olimpijskie starty moich podopiecznych, to wielka duma i też świadomość, że już sam start w tych niezwykłych zawodach jest sukcesem i wielkim przeżyciem. Prowadzi do niego droga przez ciężką pracę, sukcesy w kraju i medale mistrzostw Europy i świata. Takich medalistów i medalistek też mieliśmy wielu. Szczególnie w kategorii juniorów, bo wtedy młodzi ludzie nie mają jeszcze na głowie obowiązków życiowych i mogą w ogromnej mierze poświęcić się sportowi. Muszę tu wspomnieć o juniorce Marcie Podkopiak, medalistce mistrzostw świata z 1996 roku, Grzegorzu Targońskim, srebrnym medaliście tych zawodów w zespole, o Annie Grzelak, brązowej medalistce mistrzostw świata juniorów z 2009 roku, o Kacprze Sierakowskim wicemistrzu świata juniorów z 2013 roku z Wuxi i o ostatnim sukcesie naszych dwóch zawodniczek, Aleksandry Ozdoby i Barbary Grzybek, które w 2023 zdobyły w zespole brąz mistrzostw świata juniorów w Limerick. Medali mistrzostw Polski moi zawodnicy mają tyle, że naprawdę każdy ma jakiś medal na koncie, a wielu z nich po kilka lub kilkanaście. Te wszystkie sukcesy to przede wszystkim ich zasługa. To oni podjęli ten trud i byli zdeterminowani. Moje zaangażowanie jest zawsze takie samo w każdego, kto podejmie trud systematycznej pracy, jest zawsze niezwykle wysokie i osobiste. Jak to podsumować? Chyba mogę powiedzieć, że trafiliśmy na siebie. Ja chciałem i oni chcieli. Jak jest determinacja, to są sukcesy.

 

Zawieszenie działalności Klubu „Marymont” było  inspiracją do powołania w 2010 roku stowarzyszenia „Łuczniczy Marymont”. Jakie cele stawia przed sobą ten klub w wymiarze sportu, ale także w upowszechnianiu łucznictwa i aktywności w środowisku młodzieży?

– Czasy RKS „Marymont”, to w dużej mierze czasy przed transformacją, kiedy dużo łatwiej można było organizować działalność sportową. Samo to, że możliwe było stworzyć i utrzymać dla sportu taki obiekt, jest rzeczą do pozazdroszczenia. Nie obywało się bez konfliktów, ale byt sportowy mieliśmy zapewniony. W gestii państwa było zapewnienie środków na działalność klubów. Kluby były miejscami społecznie ważnymi. W tej chwili kluby są właściwie prywatnymi przedsięwzięciami i mają szansę istnieć tylko dzięki samozaparciu społecznie działających ludzi, a takich jest niewielu. Na przykład, w nielicznych dyscyplinach można być zawodowym trenerem, to znaczy trenerem, który żyje z tej pracy. Teraz najczęściej trener musi zapewnić sobie byt pracując, a trenerem jest po godzinach. Niewielu ludzi podejmie takie wyzwanie poświęcając swój wolny czas i czas swojej rodziny. Trenerzy nie są umocowani w systemie sportu i coraz trudniej o młodych, którzy widzieliby siebie w tej roli.

Patrząc wstecz na „marymoncki” sport trudno mi zrozumieć jak mogło stać się to, co stało się z tym dorobkiem. Myślę, że ludziom, którzy zarządzali klubem zabrakło kompetencji na nowe czasy, a czasy przyszły całkowicie odmienne i trudne. Ze starego „Marymontu” przetrwaliśmy tylko my, tylko łucznicy podjęli wyzwanie utrzymania szkolenia w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi. Czujemy ciągłość. W naszym klubie mamy wielu zawodników, którzy zaczynali w RKS i dobrze go pamiętają. Naszym prezesem jest Mariusz Wróblewski, który w momencie powstania Stowarzyszenia „Łuczniczy Marymont” był bardzo młodym, jeszcze studiującym człowiekiem, czynnym zawodnikiem. Podjął wyzwanie, wziął zarządzanie klubem na swoje barki i wniósł mnóstwo energii w naszą pracę. Byliśmy załamani, ale chcieliśmy się ratować. W tamtym czasie nie było oczywiste, że przetrwamy. Do dziś zmagamy się z pojawiającymi się problemami, głównie finansowymi. W przypadku takiego klubu jak nasz, najtrudniejszą rzeczą jest zachowanie ciągłości finansowej. Bazujemy na dotacjach miejskich i ministerialnych i co roku zmagamy się z niepewnością, co do wysokości dofinansowania. Nigdy nie wiemy ile to będzie. Musimy zapewnić pieniądze  na obiekty – tory łucznicze i sale w zimie, sprzęt, wyjazdy na zawody. Składki nie mogą przekroczyć rozsądnego pułapu, bo młodzież wywodzi się z różnych środowisk, nie zawsze szczególnie zamożnych, a chcemy wszystkim zapewnić równe warunki. To wymaga naprawdę niezłej gimnastyki organizacyjnej. Wynajmowane od OSiR Żoliborz obiekty, w szczególności szatnia, pozostawiają wiele do życzenia. Budynek jest w fatalnym stanie, a użytkowane pomieszczenia do jako takiego ładu doprowadzili sami zawodnicy, również ci najmłodsi, remontując je własnymi rękoma. Nie mamy łazienki z prawdziwego zdarzenia, woda doprowadzana jest wężem z ujęcia na boisku. Cały teren czeka od lat na kompleksowy remont. Próbujemy przekonać władze do zachowania torów łuczniczych w niezmienionym wymiarze, ale już widzimy, że we wszystkich pojawiających się planach są one okrajane w przeróżny sposób. Najgorsze, że niekoniecznie z przeznaczeniem na sport. Jest to o tyle niepokojące, że na Żoliborzu nie ma już terenów, które mogłyby zostać przeznaczone na uprawianie sportu wyczynowego, więc odcinanie kolejnych kawałków na rekreację, na przykład na ogród sensoryczny, jest pozbawione, moim zdaniem, sensu. Zwłaszcza, że po drugiej stronie ulicy jest rozległy park Kępa Potocka.

Wśród celów jakie przyświecają nam w działalności klubu, najważniejszymi są te związane z pracą wychowawczą. Jestem bardzo dumny z moich zawodników i zawodniczek, z ich osiągnięć, nawet tych, których sami czasem nie doceniają. Obserwowanie ich rozwoju, postępów, radości ale też rozczarowań i podejmowania walki od nowa jest niezwykle inspirujące i napędzające mnie do pracy. Oczywiście cieszą mnie ich osiągnięcia sportowe, po to przecież tu jesteśmy, ale też to, co osiągają w życiu. Zawsze ogromnie cieszę się, gdy potrafią połączyć sportową pasję z nauką i pracą, że i w sporcie i poza nim są pracowici i ambitni, że potrafią czerpać z doświadczeń zdobytych w sporcie i budować na nich dobre życie. Jestem dumny, gdy potrafią wziąć na barki odpowiedzialność za innych ludzi, gdy potrafią działać społecznie. Osiągają sukcesy sportowe i zostają magistrami, inżynierami, robią doktoraty, biorą udział w konferencjach naukowych, rozwijają talenty artystyczne, muzyczne, aktorskie, plastyczne, zostają przewodnikami górskimi. Tak, to nasze dzieciaki z Warszawy! Mam nadzieję, że góry pokochali właśnie dzięki temu, że nasze obozy organizujemy od lat w górach i w te góry chodzimy. Wszystko to potrafią robić dobrze, równocześnie ze sportem! Czasem wystarczy świadomość, że po prostu potrafią poradzić sobie z życiowymi trudnościami. Chcemy, żeby tego przede wszystkim uczył sport.

Najbardziej satysfakcjonująca dla nas wszystkich, pracujących na rzecz klubu, jest ta strona wychowawcza. To, że młodzi ludzie mogą tu znaleźć bezpieczne miejsce, dobre środowisko w realnym świecie. Wszyscy zdajemy sobie przecież sprawę z tego jak jest to dziś ważne. Młodzi tu mają to swoje podwórko, tu znajdują przyjaciół, tworzą związki. Nasz klub jest międzypokoleniowy. Zawodnicy zaczynają jako dzieci i niektórzy nie kończą przygody nigdy. To taki sport, który zostaje na całe życie. Przyprowadzają tu swoje dzieci i sami realizują ambicje lub po prostu potrzebę relaksu. Włączają się w życie naszego środowiska. Niektórzy odpływają na jakiś czas, załatwiają najważniejsze życiowe sprawy i wracają. To niesamowicie satysfakcjonujące! To znaczy, że było to dla nich coś dobrego. Coś do czego chce się wrócić.

 

Czy widzi pan  szansę na przywrócenie Klubu „Marymont”, w wymiarze wielosekcyjnej działalności? Czy jest szansa w tym zakresie na współpracę z samorządem Żoliborza, szkołami pracującymi w tej dzielnicy, innymi klubami sportowymi?

– Niestety nie widzę takiej perspektywy. Wszystko zostało rozproszone. Doświadczamy oczywiście pomocy ze strony i miasta i dzielnicy Żoliborz, bez tego nasza działalność stanęłaby raczej pod znakiem zapytania, ale zostały więzi. Stracone zostało zaufanie. Dziś, my łucznicy, zmagamy się z wieloma problemami. Trudno jest nam utrzymać się w Warszawie, która jest wielkim miastem, czasami nieczułym na drobne, jak nasz, niewielkie kluby, a takich stowarzyszeń jak nasze jest mnóstwo w Warszawie. Mimo to, jednak czujemy, że nasze sprawy są w naszych rękach. Po zawieszeniu działalności przez RKS mieliśmy bardzo trudne doświadczenie z UKS-em, w którym znaleźliśmy się trochę nie z własnej woli. Zmuszeni byliśmy przystąpić do niego, żeby móc korzystać z torów łuczniczych. Ta przynależność skończyła się ogromnym rozczarowaniem, sprawami sądowymi. No, była to po prostu katastrofa. Dziś nie wyobrażam sobie jak moglibyśmy zaufać po raz kolejny. Oczywiście życie potrafi zaskakiwać, więc kiedyś może wszystko się zmienić, ale z pewnością nie na tę chwilę. Pewnie dobrze byłoby działać w większej, bardziej sprofesjonalizowanej organizacji i nie mieć wielu kłopotów na głowie. Klubowi jednosekcyjnemu jest z pewnością trudniej przejść w taki tryb.

Próbujemy rozszerzać naszą działalność, otwierać się na nowe grupy wiekowe i rodzaje łuków. W tej chwili, oprócz łuków olimpijskich, mamy w klubie zawodników strzelających z łuków barebow. Jest to kategoria tak zwanego gołego łuku, bez celownika i części oprzyrządowania. W ostatnim roku z naszej grupy wyłoniła się trójka nowych trenerów, którzy podjęli się prowadzenia grup początkujących. Staramy się współpracować z pobliską szkołą podstawową nr 65, w której działa szkolny klub i prowadzone są klasy łucznicze. Część dzieci trafia do nas po ukończeniu szkoły chcąc kontynuować łuczniczą przygodę. Wyzwaniem jest także utrzymanie zawodników jak najdłużej przy czynnym uprawianiu łucznictwa. W łucznictwie dojrzewa się długimi latami i szkoda jeśli zawodnik lub zawodniczka rezygnuje z wyczynu, ponieważ musi zająć się nauką, pracą, rodziną. Staramy się ułatwić im pogodzenie tego wszystkiego, co wiadomo nie jest łatwe.

– Dziękuję za rozmowę.

Przejdź do treści