Warning: Trying to access array offset on value of type null in /home/maciejkordala/websites/wmro/wp-content/themes/septera/includes/loop.php on line 268

Odwiedziliśmy groby polskich olimpijczyków

W Święto Zmarłych odwiedzamy groby swoich najbliższych, znajomych, przyjaciół, którzy odeszli z naszego świata. Delegacja Warszawsko-Mazowieckiej Rady Olimpijskiej PKOl w składzie: prezes Zenon Dagiel, wiceprezes Jerzy Pietrzyk i Krzysztof Ferens, znany trener łyżwiarstwa szybkiego wraz uczniami Szkoły Podstawowej nr 323 imienia Polskich Olimpijczyków i prezesem Klubu Olimpijczyka przy tej szkole, Tomaszem Żukowskim odwiedziła groby polskich olimpijczyków, sportowców i działaczy sportowych znajdujące się na Cmentarzu Powązkowskim.

Znane, wielkie postacie polskiego sportu. Pamiętamy ich sukcesy, wielkie starty i pojedynki o triumf, o medale, o sportową sławę. Dziś pozostają w naszej pamięci. Przywołajmy tę pamięć w kilku słowach, w kilku zdaniach:

 

1. Kamila Skolimowska – jedna z największych sensacji igrzysk w Sydney. 18-letnia Kamila wygrywa konkurs rzutu młotem. 71.16 m – takim rezultatem zdobywa złoty medal pokonując faworytki, Rosjankę Kuzienkową i Niemkę Muenchow.
2. Zdzisław Krzyszkowiak – biegacz ze słynnego wunderteamu Jana Mulaka. Mistrz Europy w biegach na 5 i 10 km z 1958 roku. Ale w pamięci pozostanie bieg „Krzysia” na igrzyskach w Rzymie, w roku 1960. W tym biegu stoczył szaloną walkę z Rosjanami. Z Rżyszczynem uporał się wcześniej, ale Sokołowa pokonał tuż przed ostatnim rowem z wodą. Wygrał 2 sekundy przed rywalem.
3. Władysław Komar – mistrz olimpijski z Monachium w pchnięciu kulą. Wygrał o 1 centymetr przed Woodsem.21.18. Ponoć dzień przed startem, na treningu pchał kulę  bardzo daleko, tyle tylko, że była to kula nieco lżejsza, ale o tym Amerykanie nie wiedzieli.  
4. Tadeusz Ślusarski – złoty medalista w skoku o tyczce z Montrealu z roku 1976. Trzech zawodników skoczyło 5.50,ale to „Ślusarz” skoczył tę wysokość mając najmniejszą liczbę oddanych skoków. Cztery lata później w Moskwie jest drugi za Władysławem Kozakiewiczem.
5. Irena Szewińska – co by nie powiedzieć o Irenie Szewińskiej, to zawsze będzie za mało. Siedem olimpijskich medali. Od Igrzysk w Tokio 1964 roku do Montrealu w roku 1976 – 3 medale złote, 2 srebrne i 2 brązowe. Bieg na 400 metrów w Montrealu przeszedł do historii światowego sportu jako jedno z największych wydarzeń. Ogromne ilości medali z innych mistrzowskich zawodów. Przez wiele lat członkini MKOl. Wielka Dama Polskiego Sportu.
6. Janusz Sidło – znakomity oszczepnik. W roku 1956 jechałna Igrzyska w Melbourne jako faworyt. Prowadził do ostatniej kolejki. Legenda głosi, że Polak w ostatniej kolejce pożyczył oszczep Norwegowi Danielsenowi, który do tej pory niczym się nie wyróżniał. Norweg w ostatnim rzucie osiągnął fenomenalny rezultat 85.71 m. To był rekord świata. Ten pożyczony oszczep to jednak tylko legenda. Sidło był na pięciu igrzyskach olimpijskich, ale nie udało mu się wygrać ani razu. Pech jednego z „wielkich”.
7. Piotr Nurowski – prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Zginął w katastrofie smoleńskiej. Piotr wniósł do polskiego sportu ogromny dynamizm. Kochał sport, znał  wszystkich i był wszędzie – jak mówili o nim dziennikarze. Łączył a nie dzielił. Zawsze przyjaciel.
8. Jan Szczepański w ringu niezwykle inteligentny. Świetny technik. Pięściarz o pogmatwanym życiorysie, ale z wielkim hartem ducha. Mistrz Olimpijski z Monachium 1972 roku. Nigdy nie dał się znokautować. Zapamiętamy go także z filmu Piwowskiego „Przepraszam czy tu biją”, w którym zagrał wraz z Jerzym Kulejem.
9. Jerzy Kulej – dwukrotny mistrz olimpijski z Tokio (1964) i Meksyku (1968). Walka finałowa na meksykańskim ringu przeszła do historii, jako jeden z najbardziej zaciętych, niezwykłych i niezapomnianych bokserskich pojedynków. Kubańczyk Reguueiferos okazał się wielkim rywalem. Trzy rundy niesamowitego boksu. Stosunkiem głosów 3:2 wygrywa Jerzy Kulej.
10. Józef Grudzień – znakomity uczeń „Papy” Stamma, trenera legendy, który wychował wielu wielkich, polskich pięściarzy. Jeden z tych, którzy nie dawali się trafić. Złoty medalista z Tokio (1964) i srebrny z Meksyku (1968).  
11. Stefan Paszczyk – prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Minister Sportu. Wielki znawca sportu i sportowego rzemiosła. Aleksander Kwaśniewski powiedział o nim, że „wyprzedzał w sporcie swoją epokę. Jego wiedza na temat sportu treningu, szkoleń i przygotowań olimpijskich nie miało sobie równych”. W Hiszpanii, gdzie przed igrzyskami w Barcelonie doradzał rządowi hiszpańskiemu w przygotowaniach do igrzysk, zyskał miano „sportowego guru”.  Wielka postać polskiego sportu.
12. Wojciech Zabłocki szermierz. Jedno z „cudownych dzieci” trenera Janosa Keveya. W drużynie szablistów trzymedale olimpijskie, srebro w Melbourne i Rzymie, brąz w Tokio. „Kajtek” doprowadził do perfekcji atak „rzutem”. Mimo niewielkiego wzrostu, a może właśnie dlatego, tensposób atakowania był jego szablową wizytówką. Architekt, twórca, wraz z Parulskim, koncepcji igrzysk w Warszawie 2012.
13. Ryszard Parulski – najbardziej wszechstronny polski szermierz, walczył we wszystkich broniach, ale największe sukcesy odnosił we florecie. Mistrz i wicemistrz świata we florecie indywidualnie. Brązowy medal olimpijski w drużynie w roku 1964. Adwokat, założyciel fundacji „Gloria Victis”.
14. Andrzej Piątkowski – kolejne „cudowne dziecko” Keveya. Dwa srebrne medale w szabli w drużynie na igrzyskach w Melbourne i Rzymie. Wraz z Pawłowskim, Zabłockim, Pawlasem i Zubem tworzył niezapomnianą, wręcz legendarną polską ekipę szablową tamtych lat.
15. Witold Woyda – szermierz, florecista. Podwójny złoty medalista z igrzysk w Monachium (1972).  To o nim mówiono, że pierwsze złoto zawdzięczał nogom, a drugie głowie. Walka sprawiała mu ogromna frajdę, był mistrzem taktyki.
16. Elwira Seroczyńska – największa sensacja Igrzysk w Squaw Valley w 1960 roku. Wraz z Heleną Pilejczyk jechała na igrzyska na kredyt. Tymczasem w biegu na 1500 m wybiegała srebro. Potem w biegu na 1000 m biegła jak uskrzydlona, międzyczasy pokazywały cztery sekundy lepiej niż rekord świata. Na ostatnim wirażu zawadza łyżwą o grudkę śniegu, upada. „Mój medal leżał na tacy, ale został wręczony komu innemu” tak powiedziała po biegu.
17. Erwina Ryś-Ferens – znakomita łyżwiarka, która jednaknie miała szczęścia w igrzyskach olimpijskich. Czołowa łyżwiarka świata jechała po medale, ale sport ma różne oblicze. Pech, dyspozycja dnia, pogoda. Erwina zdobyła cały worek medali w innych zawodach mistrzowskich.
18. Janusz Przedpełski – był prezesem Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów przez 47 lat. Statystyki odnotowały, że za czasów jego prezesowania polscy ciężarowcy zdobyli 494 medale w różnych kategoriach wiekowych kobiet i mężczyzn!Historia polskich ciężarów.
19. Kazimierz Deyna  – piłkarz symbol. Kapitan „Orłów Górskiego”. Gwiazda mistrzostw Świata z roku 1974. W meczu z Włochami strzelił kapitalną bramkę słynnym „rogalem”. Ponoć siła strzału była tak wielka, że pękł mu but. Król strzelców Igrzysk w Monachium, w których Polska zdobyła złoty medal.
20. Władysław Stachurski  – piłkarz i trener piłkarski. Filar obrony Legii. Uchodził za jednego z najbardziej twardych graczy obrony w Polsce. 8 występów w reprezentacji Polski.
21. Wacław Nycz – mistrz świata w samolotowym lataniu precyzyjnym. Należał do światowej czołówki pilotów sportowych, kontynuował wielkie tradycje sportowego lotnictwa w Polsce.
22. Zbigniew Pacelt – dwukrotny złoty medalista mistrzostw świata w pięcioboju nowoczesnym w drużynie. Poseł na Sejm trzech kadencji, wiceminister sportu, trener i działacz sportowy.  
23. Anna Czerwińska – himalaistka. Zdobyła 8 z 14 ośmiotysięczników, a także Koronę Ziemi czyli najwyższe szczyty siedmiu kontynentów. Najsłynniejsze jej wejścia to pierwsze kobiece, zimowe zdobycie Lhotse (8501 m) i Makalu (8485 m ). Jej dewiza to: „Życie ma dla mnie ogromną wartość”.
24. Tadeusz Ulatowski – w latach 70-tych i 80-tych rektor AWF w Warszawie. Pasjonat koszykówki, trener, działacz sportowy, profesor nauk o kulturze fizycznej. Autor kilku podręczników i około 300 opracowań naukowych i metodyczno-szkoleniowych.

 

Spacer po cmentarnych alejkach dobiega końca. Zapalone znicze będą płonęły jeszcze jakiś czas. Symbolizują olimpijski ogień, który płonie w czasie każdych igrzysk, a który według olimpijskich zapisów symbolizuje czystość, prawdę, światło i wiedzę. Z takim przesłaniem pozostawiamy nasze lampiony na odwiedzonych grobach.

jotwu.

 

Rugby, rugby, rugby!!!

Od czasu do czasu komentujemy wydarzenia dziejące się na światowych arenach. W sobotę 28 października obejrzeliśmy finał Pucharu Świata, czyli mistrzostw świata w rugby. Na stadionie Saint Denis, na przedmieściach Paryża, spotkały się dwie potęgi w tej dyscyplinie sportu. Broniąca tytułu Republika Południowej Afryki i Nowa Zelandia, która tytuł mistrza świata miała poprzednio. Mecz stał się wielkim wydarzeniem już na wiele dni przed finałem. Na trybunach Saint Denis nie można było wetknąć nawet szpilki. Ponad 80 tysięcy kibiców oczekiwało na wielkie emocje. I mieli rację!

Rugby z pozoru uchodzi za niezwykle brutalny sport, jednak w rzeczywistości rugby rządzi się precyzyjnymi przepisami, które czynią z tej dyscypliny grę niemal dżentelmeńską. Przypadkowy widz może być przerażony jak wielkie chłopy napadają na siebie, podcinają, przepychają się w tzw. „młynie”, przewracają biegnącego przeciwnika. A jednak wszystko dzieje się bez urazy, z szacunkiem dla przeciwnika i bez bezmyślnych, złośliwych fauli jak często dzieje się w ukochanej na świecie piłce nożnej! Nie ulega jednak wątpliwości, że rugby potrzebuje wielkiego wysiłku. Oprócz siły potrzebna jest także ogromna sprawność, szybkość, pomysłowość i znakomita technika. Mecze w Pucharze Świata rozgrywane są przez prawie dwa miesiące. Tak długi czas trwania zawodów wynika ze specyfiki rugby. Wielka kontaktowość i wyczerpanie fizyczne powoduje, że przerwy między meczami muszą być co najmniej pięciodniowe. Uznano, że tyle czasu potrzebują zawodnicy do osiągnięcia pełnej sprawności fizycznej do kolejnego meczu. Kalendarz meczów w Pucharze Świata powodował, że przerwy między meczami były jeszcze dłuższe.

To nie zmienia faktu, że Puchar Świata, czyli faktyczne mistrzostwa świata w rugby, rozgrywane co cztery lata, są bardzo oczekiwanym wydarzeniem, a finał tych zawodów to wielkie święto rugby porównywalne z finałem Mistrzostw Świata w piłce nożnej.

 

Republika Południowej Afryki i Nowa Zelandia, to odwieczni rywale, którzy i tym razem dotarli do finału. Czarne stroje rugbistów Nowej Zelandii, zielone Afrykanów. Gladiatorzy. Herosi. Od początku mecz jest niezwykle zacięty. Formacje obrony nie dają szans na akcję z przyłożenia. Pierwsze punkty zdobywają Afrykanie z rzutów karnych. Karne w rugby bite są za przewinienia przeciwnej drużyny ale z miejsca popełnienia przewinienia. Trzy punkty za celny strzał, piłka musi przejść pomiędzy tyczkami bramki. 6:0 dla RPA. Heroiczna walka na całym boisku. Podania do tyłu ale bieg do przodu. Formacje ataku próbują przedrzeć się na pole punktowe przeciwnika. Wreszcie piękna akcja Nowozelandczyków. Lewym skrzydłem wymanewrowują linię obrony RPA. Jest przyłożenie! Ale sędzia dopatruje się podania do przodu. Gdzieś w tłumie piłka jest przypadkowo odbita do przodu. Nie ma punktów.

Kilka minut do końca meczu. 12 do 6 dla RPA. Nieustanne ataki Nowej Zelandii przynoszą efekt. Mają przyłożenie przy samej bocznej linii boiska. Pierwsze zaliczone przyłożenie w tym meczu! Jest 11 do 12 i szansa na kolejne 2 punkty z „podwyższenia”. Jednak duży kąt z jakiego muszą wykonywać strzał powoduje, że nowozelandzki kopacz nie trafia! Już do końca meczu wynik się nie zmienia. Republika Południowej Afryki broni tytułu najlepszej drużyny świata. Przez kolejne cztery lata Puchar pozostanie w ich rękach! Kończy się wielkie widowisko.
W sportowym świecie panuje powszechna opinia, że Puchar Świata w rugby to trzecia co do popularności światowa impreza sportowa. Po Igrzyskach Olimpijskich i piłkarskich mistrzostwach świata to właśnie Puchar Świata w rugby ekscytuje światowy sport najbardziej.

Wśród 24 zespołów, które wzięły udział w tym wydarzeniu znalazły się m.in. teamy z Fidżi, Samoa i Tonga. W tych maleńkich państewkach rugby jest sportem narodowym. Kreowana jest tam swoista filozofia, którą rządzi się ta dyscyplina sportu. Filozofia bez chamstwa, wulgaryzmów i nienawiści do przeciwnika, za to z przedziwnym rytuałem podkreślającym osobowość, siłę i moc czynienia sportowych „cudów”. Taniec symbolizujący siłę i moc, trochę tajemniczy, trochę czarowny rozpoczyna każdy mecz. Tak czynią także najsilniejsi. All Blacks czyli Nowa Zelandia też wykonuje ten przedziwny rytuał, który tworzy nastrój nadchodzącej walki.

Wśród uczestników zawodów były także teamy z Gruzji i Rumunii. Dlaczego nie może być w takich finałach Polski? Nie mamy tradycji, nie mamy możliwości, nie mamy pieniędzy?! Może jednak da się to wszystko przezwyciężyć i spróbować. Mamy ligę, może jeszcze niewielką, mamy chętnych, mamy dobre zamiary. Postawmy na rugby! Na początek wygrywajmy z równymi sobie. Ale zaraz potem walczmy z Gruzją i Rumunią, itd. Próby z futbolem amerykańskim na stadionie Narodowym nie wypaliły. Ale rugby na stadionie Narodowym? To byłoby coś!!!

Rugby w odmianie siedmioosobowej trafiło już do programu igrzysk olimpijskich. To dobry zaczyn. Chociaż „siódemka” to jednak nie to co rugby w pełnym, piętnastoosobowym wydaniu. MKOl z jednej strony daje szanse nowym dyscyplinom, ale z drugiej strony ogranicza liczbę startujących sportowców. Stąd limitowana ilość startujących zespołów w siatkówce, koszykówce, limitowana ilość zawodników białej broni, czyli szermierki, ograniczenia ilości startujących w wielu, wielu innych dyscyplinach. Zapewne dlatego do programu igrzysk trafia rugby siedmioosobowe, a nie piętnastoosobowe.

Ale póki co, raz na cztery lata możemy delektować się wspaniałym widowiskiem. Następny Puchar Świata w roku 2027 w Australii (może z udziałem Polski?) od 10 września do 23 października 2027r. Zapiszmy te datę w kalendarzach.

Jan Wieteska

Jacek Bierkowski uhonorowany „Fair Play Diploma in Career category”

Miło nam poinformować, że 23 października 2023 r., podczas Gali Międzynarodowego komitetu Fair Play w Budapeszcie, Jacek Bierkowski został wyróżniony „Fair Play Diploma in Career category”. Jest to docenienie ogromnej pracy i zasług, jakie ma na swoim koncie Jacek Bierkowski zarówno jako sportowiec, jak i sędzia i działacz Europejskiej i Światowej Federacji szermierczej. Nagrodę wręczał Prezes World Fair Commitee Jeno Kamuti. Należy podkreślić, że Jacek Bierkowski jest trzecim polskim sportowcem, który otrzymał tę nagrodę.

Jacek Bierkowski jest trzykrotnym medalistą mistrzostw świata – w 1975 r. wywalczył srebrny medal indywidualnie, a w 1979 i 1981 zdobywał brązowe medale w turniejach drużynowych. Był także uczestnikiem mistrzostw świata w 1974, 1977, 1978, 1982 i w 1983 r. W 1981 r. został indywidualnym wicemistrzem Europy w szabli. Jest także wielokrotnym medalistą mistrzostw Polski. Wystąpił dwukrotnie podczas Igrzysk Olimpijskich w Montrealu w 1976 r. oraz w Moskwie w 1980 r. Przez wiele lat był członkiem Zarządu Towarzystwa Olimpijczyków Polskich, w którym pełnił funkcję sekretarza. Podczas swojej działalności w Towarzystwie Olimpijczyków Polskich był odpowiedzialny za kontakty z WOA.

Wśród nagrodzonych w Budapeszcie znalazła się też młoda polska żeglarka Hanna Chojnicka, która otrzymała nagrodę w kategorii „Worl Fair Play Award for the Youth”. Jest to docenienie jej postawy, kiedy podczas zawodów ratowała tonącą rywalkę, tracąc w ten sposób zwycięstwo. Brawo!!!

Obu Laureatom serdecznie gratulujemy!

Na zdjęciu: Jacek Bierkowski pierwszy z lewej, z dyplomem

AKROBATKI Z TARGÓWKA Z MEDALAMI MISTRZOSTW EUROPY

Kamila Bryśkiewicz i Zofia Kamińska potwierdzają swoją przynależność do europejskiej czołówki. Na Mistrzostwach Europy, które odbyły się w Warnie wywalczyły trzy medale. W układzie statycznym, który zawsze był mocną stroną tej pary zdobyły srebrny medal. Lepsza okazała się para dziewczyn z Niemiec, ale walka była wyrównana, zdecydował niecały punkt – 27.420 do 26.620 pkt.

W układzie dynamicznym trzy pary ćwiczyły niemal na tym samym poziomie. Portugalki, Niemki i Polki pokazały świetną akrobatykę. Zdecydowały ułamki punktu. Może trochę pech, może trochę sędziowskie wahnięcie, a może po prostu brak szczęścia. Polki na miejscu trzecim z wynikiem 26.470 pkt. Tuż przed nimi para z Niemiec, lepsza o 0.050 pkt. Wygrywają Portugalki z notą 26.830 pkt. I jeszcze w układzie wielobojowym Kamila i Zosia plasują się na miejscu drugim.

Świetny start, mimo nieco słabszej obsady tej konkurencji. Po ubiegłorocznych sukcesach na mistrzostwach świata i Pucharze Świata dziewczyny potwierdzają swoją pozycję w europejskiej akrobatyce. Dwójka z Targówka to piękna wizytówka polskiej akrobatyki.

Trzeba także podkreślić, że bardzo dobry start odnotowała inna para z Targówka Agata Makowska i Michał Szustak. W konkurencji par mieszanych znaleźli się w rozgrywce finałowej, zarówno w układzie dynamicznym (6 miejsce), jak i układzie statycznym (7 miejsce). Układ wielobojowy ukończyli na miejscu 7. Trenerzy z UKS Targówek Katarzyna i Maciej Zaborowscy „robią” znakomitą robotę.

Tyle o startach naszych seniorów. Ale koniecznie trzeba dodać, że w kategorii wiekowej 11-16 lat pięknie pokazała się dwójka mieszana z Akrosfery Stare Babice, Magdalena Wróblewska i Szymon Kwieciński zajmując w układzie dynamicznym 5. miejsce. Brawo dla nich i brawo dla trenerki Grażyny Markiewicz.

JW

Obiekty sportowe starej Warszawy

W tej zakładce przypominamy dawne, już nieistniejące sportowe obiekty starej Warszawy. Miały one swoją historię, często wręcz niewiarygodną. Zapraszamy do lektury naszych publikacji: „Skarpa – warszawska skocznia narciarska”, „Tajemnice przedwojennych wyścigów konnych” oraz „legendarny basen Legii”.

 

Red.

Na ilustracji obraz Januarego Suchodolskiego: „Pierwsze wyścigi konne na Polu Mokotowskim w Warszawie” 1849 r. Muzeum Historyczne miasta Warszawy

Tajemnice przedwojennych wyścigów konnych

W tym cyklu przypominamy dawne, już nieistniejące sportowe obiekty starej Warszawy. Miały one swoją historię często wręcz niewiarygodną. Dziś opowiadamy o wyścigach konnych. Zaczęły się na Polu Mokotowskim. Kto by pomyślał, że w tym dzisiejszym parku, niegdyś biegały, w zażartych gonitwach, konie.

 

Pole Mokotowskie – wyścigi konne

 

Wyścigi konne! Przez całe lata budziły wielkie emocje. Wyścigi konne w powojennej Warszawie były wielką atrakcją i gromadziły na służewieckim torze tłumy. Na głównej trybunie cała „warszawka”. Panie w gustownych kapeluszach, obok szarmanccy panowie. A gdzieś wśród nich wytrawni gracze, często zwykli naciągacze, którzy obok oficjalnego totalizatora prowadzili swój prywatny. I w kasach i poza nimi obracano dużymi pieniędzmi! Dziś tor służewiecki pozostaje wciąż urokliwym miejscem, ale wyścigi już nie te!

Ale wszystkiemu początek dało Pole Mokotowskie. To właśnie na Polu Mokotowskim urządzono pierwsze wyścigi konne w Warszawie. Był rok 1841, tor liczył 1000 metrów i ciągnął się wzdłuż dzisiejszych Alej Niepodległości. Jednakże prawdziwe ściganie zaczęło się wraz z wprowadzeniem totalizatora. To był 1880 rok. Co prawda pieniądze psuły sportowy charakter wyścigów, ale na torze zaczęli się pojawiać jeźdźcy z całej Europy. W 1887 roku tor został urządzony na nowo, nieco bliżej miasta, wzdłuż ulicy Polnej. Kalendarz wyścigów obejmował dwa sezony: wiosenny i letni, po kilkadziesiąt dni każdy. Najważniejszą gonitwą stała się Gonitwa Warszawska.

W historii wyścigów odnotowano wyjątkowe wydarzenie, jakim był bieg długodystansowy w roku 1895. Miał to być wielki wyścig, ale z powodu zachłanności właścicieli stajni zamienił się w wydarzenie bulwersujące, czy nawet tragiczne. Podczas biegu ¾ koni, czyli około 30, padło z wycieńczenia. Ówczesna prasa nie pozostawiła na właścicielach Torów Wyścigów Konnych suchej nitki, oskarżając ich o nadmierną żądzę zysków, co doprowadziło do tragedii!

Emocje sportowe podczas wyścigów okraszone były emocjami towarzyskimi. Na wyścigi przybywali znamienici obywatele Warszawy, którzy tu prezentowali najnowsze trendy mody. Ale przecież także gawiedź warszawska uznała to miejsce za niezwykle atrakcyjne. Oto jak „Kurier Poranny” opisywał sposób dotarcia na tor wyścigów: „Co za tłok. Korytarzem ulicy Kaliksta sunął nieprzerwany łańcuch powozów, dorożek, automobilów, koczów… zaś po chodnikach tej ulicy płynęły dwa gęste jak kisiel, strumienie pieszej publiczności. Woźni stojący u bram pola wyścigowego świecili się od potu, bowiem podejmowali pracę nad siły zwykłych śmiertelników…”.

Wyścigi tamtych lat trafiły do literatury. Sięgnijmy do „Lalki” Bolesława Prusa. Oto jak emocjonował się wyścigami Wokulski, który wystawiał do biegów swojego konia:„Nareszcie nadszedł dzień wyścigów, pogodny ale nie gorący, właśnie taki jak trzeba… Zadzwoniono na trzeci wyścig. Panna Izabela stanęła na siedzeniu, na twarz jej wystąpiły rumieńce… Wokulski wskoczył do swojego powozu i otworzył lornetę. Był tak pochłonięty wyścigiem, że na chwilę zapomniał o pannie Izabeli. Sekundy rozciągały się w godziny… wyścig trwa, ale… ale…brawo Yang, brawo Wokulski, klacz idzie jak woda, brawo, brawo… Wśród tłumu zbudził się szalony zapał dla Wokulskiego…. Cieszono się, że warszawski kupiec pobił dwu hrabiów…”.

 

Pole Mokotowskie, jak już wspomnieliśmy, stało się nie tylko miejscem wyścigów, ale także w pewnym sensie „salonem towarzyskim” miasta. Zajrzyjmy znów do „Kuriera Porannego” z roku 1913. Jest dzień, w którym rozgrywane są Derby. Warszawska elegancja ciągnie na tor. „Sportowcy kategorii najkarniejszej przybyli na derby w cylindrach i czarnych anglezach, z lornetkami na czarnym rzemieniu, w lakierkach. Sportowcy- dandy, czyli gentlemeni indywidualni, coś w rodzaju anarchistów towarzyskich byli w kostiumach niezależnych. Były to marynarki granatowe i szare i zielonkowate i brązowawe, świetne w gatunkach. Nakrycia głowy: kapelusze miękkie i słomkowe.

A największy podziw budziły oczywiście panie! Damy ogólnie znane w ówczesnej Warszawie. Ktoś w tłumie rzucił głośno takie oto zdanie „Nasze urocze panie prawie wspanialej ubierają się dla wyścigowego konia niż dla włoskiego tenora…”.

 

A „Kurier Poranny” dodał swoje: „Panie wyglądały uroczo. Mieniły się tropikalną rozmaitością barw swoich szat, szalów i pończoszek w kostkach”. Na trybunie pojawiły się księżne, hrabianki, margrabinie, a wśród nich księżna Stanisławowa Lubomirska ubrana „w suknię jedwabną perłowego koloru, stanik przybrany różową materią, płaszcz z lekkiej tkaniny niebieskiej w pasy, duży czarny kapelusz okolony białemipiórami strusiemi”. Stroje były niemal ważniejsze od samych wyścigów. Bo w tychże derbach wystawiono jedynie cztery konie… więc nie zawsze chodziło o wyścigi.

 

Na torze bywali Prus, Sienkiewicz. Swoje stajnie mieli biznesmeni i wojskowi. Między innymi generał Władysław Anders. Tor niezmiennie cieszył się popularnością. W okresie międzywojennym odbywały się na nim różne uroczystości, defilady wojskowe. W roku 1934 tu właśnie swoją ostatnią defiladę przyjmuje marszałek Józef Piłsudski.

 

Tam gdzie pieniądze, tam i różne próby oszustw, machlojek. Wyścigi były podatne na takie wydarzenia. Latem 1936 roku dochodzi do rozruchów, w wyniku oszustwa w jednym z biegów. Dwóm koniom opóźniono start, a trakcie biegu zostaje potrącony, w wyniku zmowy, inny koń, który wypada z toru. Publika nie wytrzymuje, wbiega na tor, następuje ogólna bijatyka, w trakcie której podpalono trybuny. Dopiero wejście policji pozwala opanować sytuację.

 

W drugiej połowie lat 30-tych rozpoczęła się budowa toru wyścigów konnych w innym miejscu, na Służewcu. Na Polu Mokotowskim kończyła się dzierżawa terenu. Ostatecznie przeniesienie toru na Służewiec nastąpiło w roku 1938, a pierwszy wyścig na służewieckim torze odbył się 3 czerwca 1939 roku. Ale tor służewiecki to już zupełnie inna historia.

Jan Wieteska

Na ilustracji obraz Januarego Suchodolskiego:„Pierwsze wyścigi konne na Polu Mokotowskim w Warszawie” 1849 r. Muzeum Historyczne miasta Warszawy

Legendarny basen Legii

W tym cyklu wspominamy dawne, już nieistniejące obiekty sportowe Warszawy sprzed lat. Miały one swój klimat, swoją fantastyczna historię. Dziś legendarny basen „Legii”!

                                                                       

Eugeniusz Halski, inaczej Gienek Frajer, jedna z najbarwniejszych postaci w historii klubu studenckiego „Stodoła”, w swojej książce „Gienka Frajera życie jak rock and roll” tak opisuje basen Legii: „Basen Legii to letni salon Warszawy. Najlepiej podrywało się tu dziewczyny. Na „Legii” spotkać można było bywalców „Bristolu”, miłośników „Stodoły”, „Hybryd”, chłopców i dziewczęta z Płyty Czerniakowskiej, studentów, play-boy’ów, chuliganów warszawskich i licealistów, dziewczęta z najlepszych domów i panienki nienajlepszej reputacji. Po prostu na „Legii” nie wypadało nie bywać”.

 

W czasach PRL-u basen przypominał prawdziwe targowisko próżności. Bywalcy spędzali tu całe dnie. Kolejki do kas były dłuższe niż do jakiegokolwiek sklepu! Teren obiektu był obliczony na około 2,5 tysiąca osób. Jednak z reguły przebywało na nim 3,5 tys., a i tak drugie tyle odchodziło od kas bez biletu.

 

Historia basenu Legii rozpoczyna się w roku 1928. Wybudowano, według projektu słynnego wówczas architekta Aleksandra Kudelskiego, bardzo nowoczesny, jak na tamte czasy, obiekt sportowy przeznaczony dla organizacji zawodów pływackich, skoków z wieży i meczów waterpolo. Basen miał olimpijskie wymiary: 50 metrów długości, 25 metrów szerokości, 10 torów. Niezwykła wieża do skoków z kilkoma podestami na różnych wysokościach, z najwyższym poziomem na 10 metrach. 

 

Konstrukcja basenu pozwalała na pozostawienie wody na zimę. Specjalny system filtrów utrzymywał jej czystość. Przewidziano też inną atrakcyjną formę czyszczenia wody –miały to czynić karasie i złote rybki! Tuż po otwarciu obiektu, w roku 1928, Przegląd Sportowy pisał: „Wreszcie legenda o pływalni w Warszawie ziściła się. Stolica Polski nie potrzebuje się wstydzić najmniejszych mieścin niemieckich czy amerykańskich”.

                                   

Obiekt stał się dumą warszawiaków. Nic więc dziwnego, że coraz częściej mieszkańcy stolicy tłumnie go odwiedzali. W latach 30-tych „Legia” stała się kultowym miejscem spotkań. Zawody pływackie zeszły na dalszy plan. Znane postacie życia towarzyskiego Warszawy spędzały czas na basenie „Legii”. 

 

Oto jaką relację znajdujemy w ówczesnej prasie: „Czesław Miłosz osiada na stałe w Warszawie. Jada obiady domowe na ulicy Hożej, poznaje warszawskie knajpy, w których zamawiając wódkę prosiło się o „podmiejski”, „dalekobieżny”, lub „ekspres”… i regularnie chodzi się na basen „Legii”, gdzie pływając modnym wówczas kraulem mógł mijać Słonimskiego, Wierzyńskiego czy Wieniawę…”. To był rok 1937.

 

Wśród aktorów odwiedzających „Legię” można było spotkać odtwórczynię głównej roli w „Dziejach grzechu”, filmie z 1933 roku, piękną Karolinę Łubieńską. Zachowało się jej zdjęcie z roku 1939, na którym skacze do wody ze słupka startowego nr 9.

 

W czasie wojny obiekt został zniszczony. Jednak szybko odbudowany, bo już w 1946 roku rozegrano tu pierwsze po wojnie zawody pływackie. Rozbudowa obiektu nastąpiła w roku 1955, w związku z odbywającym się w Warszawie Światowym Festiwalem Młodzieży i Studentów. Wybudowano drugą nieckę basenu, według projektu architekta Jerzego Hryniewieckiego. Tego samego, który zaprojektował stadion X-lecia, także oddany do użytku przed Festiwalem. Później, w latach 70., druga niecka basenu została przykryta dachem.

 

Po Festiwalu basen „Legii” na powrót staje się miejscem dla śmietanki towarzyskiej stolicy. Przez lata bywają tu ludzie interesu, artyści, pisarze, filmowcy, szemrane postacie… Oto widać Leopolda Tyrmanda, który być może tu czerpał treści do „Złego”. Jest amant kina Tadeusz Pluciński, obok Mieczysław Czechowicz. Bogdan Łazuka, który jest wszędzie, seksbomba Kalina Jędrusik, szanowny Jerzy Gruza i młodziutki wtedy Karol Strasburger. A w szlafroku przechadza się kilkunastoletnia Agnieszka Osiecka!

                                           

Agnieszka Osiecka, wtedy zawodniczka sekcji pływackiej „Legii”, opowiada o zwyczajach, jakie panowały na „Legii” w tamtych, 60-tych latach, w swojej książce „Szpetni czterdziestoletni”. Dlaczego w szlafroku? Zacytujmy Osiecką: „żadna szanująca się zawodniczka nie pokazała się na „Legii” w kostiumie. Choćby lał się z nieba żar. Tak pokazywaliśmy pogardę dla reszty! Szczególny status.”

 

Zawodnicy trenowali na basenie tylko o 7 rano i 8 wieczorem. Ówczesny prezes PZP narzekał: „w Warszawie jest tylko jedna pływalnia i to o charakterze kąpieliskowym. Wystarczy żebyśmy na parę dni zajęli basen dla potrzeb treningowych kadry, a szumu w prasie co niemiara. Gdzież więc mamy trenować”.

 

Legenda mówi, że Osieckiej, która mieszkała na Saskiej Kępie, zdarzało się docierać na „Legię” przepływając wpław przez Wisłę! Ale pewnie to tylko legenda. Według Agnieszki Osieckiej na „Legii” ukształtowały się trzy sektory. Trybuny, na których sadowili się „cepry” z teczuszkami, lornetkami i kanapkami. Basen, w którym każdy typ bywalca miał swoje miejsce, sikorki na głębokim, starsze damy w środku, a uczące się pływać dzierlatki na płytkim. I wreszcie trzeci sektor to „Trawa”. Tu leżały studentki szkoły teatralnej, uszminkowane „Kleopatry”, rzeźbiarki z dobrych domów. Obok luźni chłopcy, wysmarowani studenci i „Wuj” – potwornie przebogaty gość, właściciel czerwonego mercedesa. Swój kąt mieli ludzie interesu: „Czarny Zygmunt”, Karol zwany Caruso…

 

Gienek Frajer, który podobnie jak w „Stodole” i tu należał do elity, we wspomnianej już swojej książce, z nutką nostalgii wspomina „hrabiego Lolo Rzeszotarskiego”, który wraz ze swoimi gorylami podjeżdżał pod „Legię” wspaniałym cadillackiem, czy też Rysia Manickiego, „Ślepego”, zawsze otoczonego pięknymi narzeczonymi. Sam Gienek popisywał się skokami z ostatniej, 10-metrowej platformy wieży. Taka platforma miała jeszcze inną funkcję. Otóż było to najlepsze miejsce do obserwacji solarium na dachu pawilonu. Było na co popatrzeć!

 

Sławną postacią był „Mały Kazio”, potężne chłopisko, były bokser, trochę aktor, zagrał podobno w 30. filmach. Na „Legii” pełnił funkcję starszego kąpielowego. To on tępił podglądaczy i za karę kazał im skakać z 10 m „na bombę”. I tak toczyło się życie w największym towarzyskim salonie Warszawy w czasach PRL-u. W latach późniejszych „Legia” traciła na swej atrakcyjności. Młodzi warszawiacy znajdowali inne miejsca spotkań. Baseny „Legii” zamknięto w roku 1987.  W miarę upływy lat niszczały. Nie udało się uczynić z ich „zabytku”. Rozbiórka rozpoczęła się w roku 2008, a skończyła w 2013, kiedy to rozebrano słynną wieżę. A mogli chociaż wieżę zostawić!

 

Październik 2023 r.

Jan Wieteska

Na zdjęciu: przedwojenny basen Legii, zdjęcie ze zbiorów Muzeum Sportu i Turystyki

Sportowe Piaseczno – GOSIR

Gminny Ośrodek Sportu i Rekreacji w Piasecznie, zgodnie ze swoim statutem i regulaminem
prowadzi działalność sportowo-rekreacyjną w ramach zadań własnych gminy Piaseczno, we własnym kompleksie sportowym, a także współuczestniczy w działalności zajęć pozalekcyjnych dzieci i młodzieży oraz współpracuje z gminnymi stowarzyszeniami sportowymi.

Pierwszymi obiektami GOSiRu były: kryta pływalnia oraz hala sportowa przy ul. Sikorskiego 20 w Piasecznie. Dziś Ośrodek znacząco poszerzył infrastrukturę, którą zarządza. W jej skład wchodzą między innymi: stadion miejski w Piasecznie, skatepark, boiska „Orlik”, lodowisko i rolkowisko, korty tenisowe, tor modelarski „RC Park” oraz gminne obiekty sportowe (Zalesie Górne, Głosków, Jazgarzew, Chylice, Bobrowiec, Żabieniec, Henryków-Urocze).

Ponadto GOSiR zaangażowany jest w pomoc w utrzymaniu obiektów sportowych wykorzystywanych przez lokalne kluby sportowe oraz hal sportowych na terenie szkół podstawowych z całej gminy Piaseczno.
Ośrodek od początku swojej działalności jest mocno zaangażowany w promocję sportu poprzez organizację sportowych imprez. Wśród nich są zawody mające już ponad dwudziestoletnią tradycję m.in. Grand Prix Piaseczna w tenisie stołowym, Piaseczyńska Mila Konstytucyjna, Memoriał Emanuela Koczyby.

Gminny Ośrodek Sportu i Rekreacji w Piasecznie od wielu lat jest także organizatorem letniego i zimowego wypoczynku dla dzieci podczas akcji „Lato i Zima w mieście”. W półkoloniach każdego roku bierze udział kilkaset dzieci z gminy Piaseczno, które podczas wakacji i ferii mają możliwość sprawdzenia swoich sił w wielu dyscyplinach sportowych.

Przez 25 lat działania areny GOSiR-u gościły wielu znakomitych sportowców. Swoje kampy organizowali w Piasecznie m. in. Otylia Jędrzejczak, Marcin Gortat czy Monika Pyrek. Ośrodek od lat realizuje projekty we współpracy z Polskimi Związkami Sportowymi co przekłada się na poprawę infrastruktury i jakości zajęć prowadzonych w klubach sportowych.

Działalność Ośrodka została doceniona przez Polski Komitet Olimpijski, który w 2004 roku odznaczył GOSiR „Złotym Medalem za Zasługi dla Ruchu Olimpijskiego”. W 2012 roku Ministerstwo Sportu i Turystyki wyróżniło GOSiR nagrodą za najlepszą imprezę towarzyszącą Euro 2012, którą był turniej piłki nożnej „Mini Euro Piaseczno 2012”.

W 2022 roku GOSiR był głównym organizatorem jubileuszu 100-lecia Sportu Piaseczyńskiego. Przez cały rok zorganizowano kilkadziesiąt imprez sportowych, odbyła się również uroczysta Gala Sportu oraz impreza sportowo-rekreacyjna pod nazwą „Sportowe Piaseczno”.

38. klubów

Na terenie 52-tysięcznego Piaseczna działa 38 klubów sportowych. Zakres dyscyplin jest iście imponujący. Od sportów walki – judo, karate i kickboxing, poprzez lekkoatletykę, gimnastykę i taniec sportowy, piłkę: nożną (kobiet i mężczyzn), ręczną, koszykową i siatkową, a także badmington, kolarstwo, zapasy, rolki i łyżwy, hokej i łyżwiarstwo figurowe, pływanie, tenis stołowy, a kończąc na szachach.

Red.

Piaseczno – nowoczesny zespół basenowy

Podczas ostatniego Sejmiku Rad Olimpijskich (29 września1 października br.), któremu gościny użyczyli włodarze powiatu i miasta Piaseczno, burmistrz Piaseczna Daniel Putkiewicz zaprezentował założenia najnowszej inwestycji w infrastrukturę sportową. Chodzi o pływalnię, a raczej nowoczesny, funkcjonalny, ekologiczny i atrakcyjny architektonicznie obiekt sportowy usytuowany przy ul. Chyliczkowskiej w Piasecznie.

W konkursie zwyciężył projekt pracowni architektonicznej P2PA z Wrocławia, mającej doświadczenie w zakresie obiektów użyteczności publicznej i obiektów sportowych. W informacji zwycięskiego zespołu możemy się dowiedzieć, że „podstawowym założeniem projektu było stworzenie budynku o formie pawilonu parkowegowykreowanie miejsca emanującego spokojem, które przyczyni się do budowania właściwych realizacji pomiędzy jego użytkownikami… W otoczeniu obiektu zaprojektowano przestrzeń o parkowym charakterze… Woda opadowa z dachu zostanie wykorzystana na terenie inwestycji za pomocą rozwiązania typu „suchy strumień”, który będzie wypełniał się wodą podczas opadów. 

W budynku zastosowano rozwiązania instalacyjne dążące do wysokiej sprawności energetycznej obiektu. Na dachu obiektu zaprojektowana została instalacja fotowoltaiczna. Wszystkie pozostałe urządzenia instalacyjne zlokalizowane zostały w kubaturze budynku. Technologia basenowa została zaprojektowana z użyciem wysokoefektywnego odzysku ciepła z wód popłucznych basenu z odzyskiem zarówno wody, jak i ciepła. Dodatkowo zaprojektowany został odzysk ciepła ze ścieków sanitarnych (szarych). Technologia uzdatniania wody basenowej przewiduje proces dezynfekcji filtrację,koagulację, ozonowanie wody, sorpcję na złożach węgla aktywnego a także korektę pH i wymagana przepisami dezynfekcję chlorem”.

 

Projekt został dopasowany do potrzeb gminy, ale też do jej możliwości – mówi burmistrz Daniel Putkiewicz. – Braliśmy pod uwagę koszty zarówno samej budowy, jak i późniejszego utrzymania obiektu. Ekologiczne rozwiązania, które zakłada projekt, nie tylko sprzyjają środowisku, ale także pozwolą obniżyć koszty użytkowania.

 

Specjalnie powołany międzywydziałowy zespół pracowników Urzędu Miasta i Gminy Piaseczno współpracował z projektantami basenu, by ostatecznie zaakceptować kolejne fazy dokumentacji: od koncepcji wielobranżowej, przez projekt budowlany, aż po projekt wykonawczy wraz z kosztorysami, przedmiarami robót i wszystkimi dokumentami niezbędnymi do rozpoczęcia budowy – mówi wiceburmistrz Robert Widz.

W budynku będzie do dyspozycji wydzielona część z basenem sportowym o sześciu torach długości 25 m i stałej głębokości 2 m. W strefie przeznaczonej dla rodzin z dziećmi znajdą się: basen o głębokości 1,1 m do nauki pływania, wodny plac zabaw, dwie zjeżdżalnie, niecka z masażami wodnymi i dwa baseny jacuzzi. Niezależnie będzie można również skorzystać z bogatego programu saunarium. W holu basenu przewidziano przestrzeń dla kawiarni. Szatnie zaprojektowano w taki sposób, by ułatwić korzystanie z basenu rodzinom z małymi dziećmi. Obiekt dostosowano do przepisów FINA oraz przewidziano w nim widownię na 300 osób, co umożliwi organizację zawodów sportowych.

 

W przyszłości planujemy wybudować w sąsiedztwie pływalni również letnie baseny odkryte – zapowiada burmistrz Daniel Putkiewicz. Zgodnie z założeniami gminy oraz miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, cały teren położony między przyszłym basenem a Jeziorką ma pozostać terenem o charakterze parkowo-rekreacyjnym.

 

Obiekt ten został zaprojektowany z dużą starannością i dbałością o detale w zakresie zagospodarowania terenu i samego budynku – podkreśla burmistrz Daniel Putkiewicz. –Inwestycja ta to imponujące zamierzenie, które będzie wyróżniać się zarówno pod względem technicznym, jak i użytkowym. Nie tylko zaspokoi potrzeby mieszkańców, jeśli chodzi o nowy obiekt basenowy, ale też stanie się elementem ciekawej architektury i zaczątkiem nowego terenu rekreacyjnego w mieście.

Red.

PS

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy budowa powinna ruszyć w przyszłym roku i potrwać dwa lata.

Gala 145 lat Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego

W sobotę 14 października br., w Centrum Olimpijskim w Warszawie, odbyła się uroczysta gala jubileuszowa pn.: „145 lat Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego”. WTW to najstarsze polskie stowarzyszenie sportowe, nieprzerwanie działające od 1878 roku.

Ta szczególna impreza poprzedzone została dwoma bardzo istotnymi wydarzeniami, które odbyły się kilka godzin wcześniej. Jeszcze przed południem na przystani WTW przy ul. Wioślarskiej 6, zarząd Towarzystwa dokonał symbolicznego zamknięcia 145. sezonu sportowo-turystycznego klubu. A punktualnie o godzinie 16.00 otwarta została jubileuszowa wystawa w Muzeum Sportu i Turystyki poświęcona Towarzystwu. Otwarcia dokonali dyrektor Muzeum, Pan Sławomir Majcher oraz prezes WTW, Pan Bogusław Siennicki.

O wystawie jak zawsze interesująco, opowiadał profesor Robert Gawowski. Wystawa o przewrotnej nazwie „Nie tylko wioślarstwo…” przedstawia początki Towarzystwa, najważniejsze wydarzenia, postaci, w tej długiej, nieraz bolesnej dla Polski historii. Można na wystawie zobaczyć eksponaty rzadko spotykane jak np. skiff (łódź jedynka wioślarska) z lat 50. XX w., czy ergometr wioślarski z lat 30 ub. wieku. Wystawę można odwiedzać codziennie, do końca roku.

Kilka minut po godzinie 17.00, rozpoczęła się gala. Gala inna niż wcześniejsze. Nowoczesna, multimedialna, nasiąknięta dobrą energią filmów promocyjnych WTW.

Sala konferencyjna w Centrum Olimpijskim zapełniła się zaproszonymi gośćmi, a było ich bardzo dużo. Ze sztandarami przybyły ponad 100-letnie kluby wioślarskie z całej Polski oraz kluby wioślarskie z Warszawy. Obecne były władze Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich (również ze sztandarem). Gościliśmy przedstawiciela Urzędu Marszałkowskiego woj. mazowieckiego – głównego Partnera Gali. Obecny był senator RP, Pan Aleksander Pociej, władze samorządowe, burmistrzowie, prezesi okręgowych związków sportowych, wioślarscy olimpijczycy oraz członkowie WTW i przyjaciele.

Długa ceremonia odznaczeń i przemówień nie była odczuwalna, gdyż fantastycznej energii dostarczali wszystkim zebranym, co jakiś czas, artyści którzy tego dnia występowali na scenie.

Pamiątkowe ryngrafy z herbem WTW, medale 145-lecia, odznaczenia zewnętrzne (m.in. z Ministerstwa Sportu i PKOl) wręczane były co kilka minut na scenie.

Finałowym akcentem było wyjście na scenę wszystkich tego dnia odznaczonych i w geście uniesionych rąk, kołysanie się do śpiewanej piosenki „We are the Champions” legendarnego zespołu Queen.

W kuluarach rozmowy i wspólne zdjęcia przy lampce szampana, a dalsza część spotkania towarzyskiego kontynuowana była w siedzibie „wutewiaków” przy ul. Wioślarskiej 6.

Kujawsko-Pomorska Rada Olimpijska

Kujawsko-Pomorska Rada Olimpijska była reprezentowana na Ogólnokrajowym Sejmiku Regionalnych Rad Olimpijskich, Klubów Olimpijczyka i Szkół im. Polskich Olimpijczyków. Sejmik odbył się w Piasecznie w dniach 29 września 1 października br., a Kujawsko-Pomorską Radę reprezentował jej prezes, Krzysztof Zieliński.

Dlaczego o tym piszemy? Bo w relacji z pierwszego dnia obrad napisaliśmy, że nie ma nikogo z Bydgoszczy. To oczywista pomyłka. Chcieliśmy napisać, że nie ma nikogo z Łodzi. Bo z Łódzkiej Rady rzeczywiście nie było nikogo. A gdyby koledzy z Łodzi byli obecni na Sejmiku to mieliby okazję przestawić swoje, z pewnością, bogate doświadczenie i dorobek. W relacji z drugiego dnia obrad wymieniliśmy już wszystkie Regionalne Rady, które były obecne na Sejmiku i prezentowały swoją działalność.

Skorzystajmy jednak z okazji i napiszmy klika słów o Kujawsko-Pomorskiej Radzie Olimpijskiej.
Jej początki sięgają roku 1935 – 88 lat temu!!! Imponująca historia. Zaglądamy na stronę internetową Rady. Czytamy o sukcesie sportowców tego regionu w Igrzyskach Europejskich w Krakowie: 11 medali, w tym dwa złote zdobyte przez Dominikę Putto w kajakarstwie i Klaudię Breś w strzelectwie.
Rada współpracuje ze szkołami, klubami sportowymi, zorganizowała konkurs wiedzy olimpijskiej Tokio-Pekin. Rada organizuje dni olimpijczyka, pikniki olimpijskie, a także bale olimpijczyków. Bale, hm, chyba się wprosimy!

Ciekawa inicjatywa to wyróżnianie czołowych sportowców regionu w Konkursie „Mistrzowie Sportu Kujaw i Pomorza”. Napiszmy jeszcze, że członek Zarządu Kujawsko-Pomorskiej Rady, Waldemar Gospodarczyk, który na co dzień pełni funkcję prezesa Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, został wybrany wiceprezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Sportowe Kujawy i Pomorze mają świetną reprezentację w PKOl. Strona żyje informacjami.

Prezesowi Krzysztofowi Zielińskiemu gratulujemy ogromnej aktywności w pracy na rzecz popularyzacji idei olimpijskiej na Kujawach i Pomorzu.

Jan Wieteska

Na zdjęciu: Krzysztof Zieliński, prezes K-PRO

Warszawska Olimpiada Seniorów

23 sierpnia odbyła się 5. Warszawska Olimpiada Seniorów. Jak co roku na stadionie „Hutnika” spotkali się seniorzy, sportowi seniorzy, by rywalizować w rożnych dyscyplinach i konkurencjach. Skok w dal, pchnięcie kulą, bieganie, strzelanie z broni pneumatycznej, ergometry wioślarskie, tenis stołowy, pływanie ale także brydż i szachy.

Olimpiada rozpoczęła się defiladą z ceremoniałem olimpijskim. Imponująco wyglądała ekipa Bemowa, świetnie też prezentowała się reprezentacja Bielan. Większość dzielnic przygotowała się do dobrej prezentacji. Ale były dzielnice reprezentowane przez niewielkie grupki sportowych seniorów. Jednak o tym, w tym roku zapominamy.

Na zawodach byli nasi olimpijczycy. Dawne sławy sportowe dumnie maszerowały defiladowym krokiem wraz ze sportowcami-seniorami. Lekkoatleci: Urszula Kielan, Genowefa Patla, Ludwika Chewińska, Jerzy Pietrzyk. Obok szermierze: Marian Sypniewski i Jacek Bierkowski, zapaśnik Andrzej Malina. Wśród startujących odnajdujemy łyżwiarkę Luizę Złotkowską i wioślarkę Agnieszkę Kobus-Zawojską.

Rozmawiamy z Jurkiem Pietrzykiem

– Jak oceniasz te zawody?

– Było wspaniale i tłumnie. Frekwencja dopisała. Bardzo wielu startujących, do tego stopnia, że nie wszyscy zmieścili się na listach startowych, przyszli zbyt późno.

– Czy ekipy z poszczególnych dzielnic wyróżniały się w jakiś sposób?

– Tak, większość ekip prezentowała swoje koszulki, dresy, a na czele dzielnicowej reprezentacji maszerowali burmistrzowie albo ich zastępcy.

– Czyli władza doceniła Olimpiadę?

– Tak, przecież obecna była Pani Renata Kaznowska Zastępczyni Prezydenta Warszawy, która uroczyście otwierała zawody. Pani Prezydent Kaznowska zawsze jest na ważnych imprezach, docenia dobre wydarzenia sportowe. Olimpiada Seniorów zyskała na znaczeniu!

– Olimpiada z ceremoniałem olimpijskim?

– Tak, piękna defilada i zapalenie znicza olimpijskiego, panował uroczysty nastrój.

– A czy olimpijczycy startowali w zawodach?

– Tak, uczestniczyliśmy w części konkurencji, wraz z seniorami. Nawet wygrywaliśmy. Było ciekawie, czasami wesoło, na przykład w pływaniu. Okazało się, że niektóre panie dopiero w basenie uświadomiły sobie co to jest pływanie. Trzeba było je „reanimować”. Ale wypadło to uroczo i miło.

Jurek Pietrzyk wyniósł z Warszawskiej Olimpiady Seniorów bardzo pozytywne wrażenia. Impreza jest, jak widać, potrzebna. Gratulujemy organizatorom – Mazowieckiemu TKKF. Za rok olimpiada powinna mieć jeszcze większy zasięg. Już wiemy, że część dzielnic zapowiada srogi rewanż. „Hutnik” czeka na wielkie wydarzenie 2024.

JW